W Silvan stan wojenny. Wciąż strzelają kałachy, od czasu do czasu rąbnie jakiś moździerz. Czasem naprawdę słychać ostry huk, nie wiem, czołg? Ani ja, ani moi kurdyjscy znajomi nie są w stanie tego ocenić. Dwie godziny temu trafili chłopaka i jego ciotkę.
Chłopak, Ingin Gezici, nie żyje. Ciotka w szpitalu, Ismet ma na imię – ciężko ranna. Zabili przyjaciela Narin. Narin płacze… A Kurdyjki bardzo rzadko płaczą. Ale ogólnie jest lepiej niż miesiąc temu, w dwa dni zabili tylko trzy osoby. Wiecie, co w tym wszystkim jest najzabawniejsze? Gdy wjeżdża się do Silvan, mija się spory znak przedstawiający flagę Turcji i Unii Europejskiej. Dumny symbol jakiejś rozkopanej wspólnej inwestycji… Tyle u mnie. Na ile mogę, będę pisał od czasu do czasu. Poza tym w innych miastach Kurdystanu też zabijają, ale nie mam dokładnych danych.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Dawid Wildstein