Adam Michnik napisał tekst poświęcony Ukrainie pod wszystko mówiącym tytułem „Hańba Rosji”. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że gdyby ten tekst spłynął do sekretariatu „Codziennej”, zostałby wydrukowany z pocałowaniem ręki (zawieśmy sprawę relacji autora z prawicą). W wypadku Michnika trudno mówić tu o jakimś cudownym przebudzeniu, bo przecież redaktorowi naczelnemu „GW” zdarzyło się chwalić gruzińską misję Lecha Kaczyńskiego, co świadczy o tym, że doskonale zdaje sobie sprawę z natury Federacji Rosyjskiej. Jedno mnie wszakże ciekawi.
Michnik krytykuje putinowską (rzekomą) obronę Rosjan na Ukrainie i pisze, że „tak właśnie było w epoce carycy Katarzyny, gdy brała ona pod swą protekcję mniejszości religijne w Rzeczypospolitej, a w istocie by realizować podział i rozbiory”. Jako świetny znawca historii musi przecież pamiętać o działalności sejmów rozbiorowych, które rękami agentów i sprzedawczyków formalnie wyrażały zgodę na krojenie Polski. Zatem jeśli piętnuje Katarzynę II, logicznie rzecz biorąc uderza także w jej ludzi w Rzeczypospolitej. Pytam zatem: jak po lekturze Michnika mogli się poczuć Kiszczak z Jaruzelskim?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jakub Pilarek