Uczestnicy kongresu lewicy zorganizowanego przez SLD odśpiewali Międzynarodówkę, zdejmując przy tym za swym sekretarzem generalnym marynarki i krawaty.
Zabieg ten miał obudzić sentymenty elektoratu tęskniącego za PRL-em, a – jednocześnie dzięki pseudoluzackim przebierankom – uczynić ich mniej odstraszającymi dla młodych wyborców. Ot, taki happening. Problem SLD z Międzynarodówką polega jednak na trzeciej zwrotce pieśni, która głosi: „Rządzący światem samowładnie/Królowie kopalń, fabryk, hut/Tym mocni są, że każdy kradnie/Bogactwa, które stwarza lud". Słowa te wydają się precyzyjnym opisem rozkradania majątku narodowego przez nomenklaturę i ludzi bezpieki, czyli naturalne zaplecze SLD. W tworzeniu nomenklaturowego kapitału niemały udział miał też sam dzisiejszy lider SLD. Dlatego zakończenie owej zwrotki może go mocno zaniepokoić, bo brzmi radykalniej niż wszystkie zapowiedzi PiS-u: [majątek ten] „Na własność do nas przejdzie cały,/Jak należności słusznej zwrot".
Jako że Leszek Miller w dzieciństwie był ministrantem w parafii Matki Bożej Pocieszenia w Żyrardowie, zrozumie, co my, zwolennicy IV RP, chcemy powiedzieć, dodając po owych – oby proroczych! – słowach „Amen".
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz