Większość głównych mediów opiniotwórczych w Polsce nie kryje swojej wrogości wobec PiS. Nie silą się nawet na zachowanie choćby pozorów obiektywizmu. W związku z tym rodzi się pytanie: czy można dojść do władzy, mając przeciwko sobie większość mediów?
Ponieważ często padają porównania sytuacji polskiej i węgierskiej, warto w tym kontekście przyjrzeć się doświadczeniom Fideszu i Viktora Orbána.
„Spontaniczna prywatyzacja”
Po upadku komunizmu prawica na Węgrzech nie mogła liczyć na obiektywizm większości mediów, które otwarcie sympatyzowały z opcją lewicową i liberalną. Ta nierównowaga na rynku medialnym sięga okresu tzw. transformacji ustrojowej w 1990 r.
Nastąpiła wówczas „spontaniczna prywatyzacja” branży prasowej. Tuż przed oddaniem władzy partia komunistyczna, która była właścicielem większości dzienników, wyprzedała je po zaniżonej cenie kapitałowi zagranicznemu. Wiosną 1990 r. aż 17 z 19 węgierskich dzienników lokalnych kupił hurtem niemiecki koncern Springer. Warunkiem umowy było podpisanie klauzuli, że „nowy właściciel zachowa całą kadrę kierowniczą dzienników i bez jej zgody nie zwolni nikogo z zespołu redakcyjnego”.
W podobny sposób sprzedane zostały wszystkie tytuły prasowe należące do dwóch wielkich państwowych domów wydawniczych: Pallas i Hirlapkiadó Vallalat.
Tak więc tuż po upadku komunizmu 80 proc. prasy węgierskiej znalazło się w rękach inwestorów zagranicznych, pozostałe zaś tytuły nadal były pod kontrolą nomenklaturowych koncernów, takich jak np. Dunaholding czy Postbank SA. W ten sposób elity medialne starego systemu zapewniły sobie dominujący wpływ na rynku prasowym w nowej rzeczywistości. Większość z nich atakowała ostro prawicowy rząd Józsefa Antalla i zachwalała lewicową alternatywę.
Zakazane exposé
Nieco inaczej wyglądała sytuacja w telewizji publicznej. Na skutek ustaleń poczynionych po węgierskim okrągłym stole w łonie obozu antykomunistycznego telewizja publiczna stała się domeną Związku Wolnych Demokratów (SzDSz). Była to partia będąca węgierskim odpowiednikiem polskiej Unii Wolności. Szybko przeszła ona do opozycji wobec prawicowego gabinetu Józsefa Antalla, a w 1994 r. weszła do koalicji rządowej z postkomunistami.
Sympatie polityczne SzDSz miały oczywiście wpływ na treść programów informacyjnych i publicystycznych w telewizji publicznej. Mnożyły się w niej ataki na węgierską prawicę. Widać to było już od pierwszych dni urzędowania Antalla, gdy prezes telewizji publicznej, znany socjolog Elemer Hankiss, osobiście podjął decyzję, by nie transmitować exposé nowo wybranego premiera, uznając, że nie jest to wydarzenie, które może interesować Węgrów.
W 1997 r., za rządów lewicowo-liberalnej koalicji, uchwalono nową ustawę o mediach i dokonano podziału częstotliwości telewizyjnych. Największymi beneficjentami tego kroku okazały się dwie stacje: TV2, należąca do niemieckiego koncernu ProSiebenSat, oraz luksemburski RTL Klub. Miały one charakter komercyjny i raczej unikały polityki, jednak nie ukrywały swojej sympatii wobec socjalistów i liberałów.
Sytuację nierównowagi na rynku medialnym
próbował zmienić Viktor Orbán, gdy był premierem w latach 1998–2002. Temu służyły dokonane przez niego zmiany w telewizji i radiu publicznym. Po przegranych przez Fidesz wyborach w 2002 r. sytuacja wróciła jednak do stanu poprzedniego i lewica odzyskała hegemonię w mediach.
Złamanie monopolu
Przez osiem lat przebywania w opozycji Orbán był nieustannie atakowany przez większość mediów: że dzieli Węgrów, że skłóca ich z sąsiadami, że jest nieobliczalny i podpala kraj, że kieruje się logiką zemsty, że jest anachroniczny, że zatracił skuteczność i nigdy nie wygra wyborów. Mimo tego zmasowanego ataku Orbán w 2010 r. powrócił do władzy, w imponującym stylu wygrywając wybory.
Przebywając w opozycji, Fidesz potrafił jednak przełamać medialny monopol lewicy. Wynikało to głównie z faktu, że Orbán zdołał przekonać do siebie sporą grupę węgierskich przedsiębiorców, którzy stali się sympatykami Fideszu i zainwestowali w media. Dzięki temu prawica mogła liczyć na wsparcie dwóch dużych dzienników („Magyar Nemzet” i „Magyar Hirlap”), dwóch tygodników („Heti Valasz” i „Magyar Demokrata”) oraz kilku stacji radiowych (m.in. Radio Info i Lanchid).
Największy wpływ miała jednak prywatna całodobowa informacyjna stacja telewizyjna Hir TV, niszowa stacja powstała w 2003 r. Ale jako jedyna prezentująca odmienny punkt widzenia zaczęła zyskiwać na znaczeniu. Odegrała dużą rolę w kilku ważnych momentach, np. podczas referendum socjalnego w 2008 r. To ówczesne relacje Hir TV ujawniły nagrania, na których ministrowie SzDSz jawnie kpili z Ferenca Gyurcsánya. W konsekwencji wspomniane nagrania doprowadziły do dymisji ministrów SzDSz i sprawiły, że gabinet Gyurcsánya stał się rządem mniejszościowym.
Logika obozu zwycięzcy
Prawicowe media działały w sposób skoordynowany, wspólnie podejmując i ciągnąc tematy niewygodne dla władz, jak np. liczne afery korupcyjne. Dzięki temu wytwarzały silną presję zarówno na władze, jak i inne media. Podobną rolę odgrywały liczne inicjatywy internetowe, które dość miały niekompetencji i arogancji lewicowych rządów.
Poza tym politycy Fideszu byli bardzo aktywni w mediach. Przeszli szkolenia, jak najlepiej wypadać przed kamerą i mikrofonem. Często potrafili narzucić rozmówcom swój styl i własną narrację.
Kiedy w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. Fidesz zdobył aż 52 proc. głosów, stało się jasne, że w następnym roku wygra on także wybory parlamentarne. Część decydentów w mediach publicznych postanowiła wówczas zmienić front, żeby zachować swoje stanowiska i wpływy także po zmianie władzy. Najbardziej spektakularna była ewolucja ideowa programów informacyjnych węgierskiej telewizji publicznej MTV, dokonana przez nowego prezesa Balázsa Medveczky’ego. Doszło do tego, że tuż przed wyborami główny dziennik telewizyjny w kraju – „Hirado” w MTV – poparł Orbána.
Tak więc Fidesz zwyciężył mimo niesprzyjającej sytuacji medialnej. Udało się to jednak dzięki temu, że podjął walkę na tym polu.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.