- Najważniejsza jest pamięć. Wiem, że przeszłość już nie wróci i należy żyć tylko przyszłością, ale trzeba także pamiętać, skąd jesteśmy. Trzeba pamiętać o swoich korzeniach - powiedział muzyk Marek Piekarczyk, wspominając wprowadzenie stanu wojennego w Polsce.
Były lider grupy muzycznej TSA Marek Piekarczyk zabrał głos podczas spotkania byłych młodych działaczy opozycji w czasach PRL „Czym był dla mnie stan wojenny?”, które odbyło się 10 grudnia 2021 r. w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL . - Z zespołem TSA debiutowałem dokładnie 12 lipca 1981 r. To było w Sopocie, dla 7 tysięcy ludzi śpiewałem bluesa o Trzech zapałkach, według Jacquesa Prévert’a, w tłumaczeniu Gałczyńskiego. Była to improwizacja… to się nie zdarza na świecie. I potem jakoś poszło. Ale 13 grudnia nadszedł stan wojenny i wszystko się w jeden dzień skończyło - wspominał.
- Miałem 30 lat i jakieś pojęcie o czym chcę mówić. Byłem hipisem zawsze. Zapuściłem w 1968 r. włosy, dzisiaj je przylizałem, ale normalnie noszę rozpuszczone. One są bardzo stare i chociaż rzadsze i niewygodne – nie mam zamiaru ich zgolić do łysej pały, tak jak niektórzy. Nie po to zapuściłem w roku 68, kiedy nasi żołnierze najechali z Ruskimi na Czechosłowację. Było mi wstyd. Byłem jedynym chłopakiem w klasie, który nie należał do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, ani do ZMS-u (Związku Młodzieży Socjalistycznej) i chciałem to podkreślić – moje długie włosy kłuły w oczy. Nauczycielki potrafiły podchodzić i nawijać mi włosy na palec i ciągnąć do góry w czasie lekcji, a ja się nie mogłem odezwać
- wspominał.
Marek Piekarczyk wspominał, że był wówczas buntownikiem. - Tak jak wy. Każdy ma swój własny bunt i każda epoka ma inny. Wtedy to były długie włosy i głoszenie pokoju i wolności, a przede wszystkim wolności wewnętrznej. Czyli byłem hipisem i wiedziałem jako hipis, że nikt nie posłucha o czym ja mówię w społeczeństwie, gdzie większość ludzi była zadowolona, bo uważali, że pracują. Dostawali tę jałmużnę – jakieś przydziały na samochód, na dom, mieszkanko, jakieś pensyjki. Wszyscy na wczasy jeździli, sanatoria, a ja byłem taki wyrzutek. Wędrowałem cały czas i właściwie chłopi, rolnicy dawali mi pracę, na budowach jeszcze mogłem pracować, chociaż byłem maturzystą - podkreślił.
- Żeby skończyć, bo to jest długa historia… Najbardziej jest mi przykro, że ci, którzy wtedy kradli, którzy napluli w twarz narodowi, zrobili z Polski więzienie, poniżyli innych w imię jakichś tam spraw, które dziś wydają się nieważne – dziś są na stanowiskach, mają wielkie firmy, mają majątki i konta w Szwajcarii. Ich dzieci studiują na najlepszych uczelniach świata. Mam nadzieję, że jak dorośniecie, spróbujecie załatwić tę sprawę, której nie było w stanie załatwić moje pokolenie, nie wiem dlaczego. I ci, którzy napluli w twarz całemu narodowi, są teraz doradcami i wypowiadają się publicznie. Uważajcie na tych ludzi
- zaznaczył.
- Zauważyłem, że ostatnio jest moda na lewicowość. To zawsze tak jest, że późno urodzeni są łatwym kęskiem dla lewicy. Dla takich ludzi Che Guevara jest idolem, noszą go na koszulkach, a on zakładał obozy koncentracyjne w Ameryce Południowej. Być może wielu z was tak myśli, bo to jest bunt, ale uważajcie, bo są to ideologie kłamliwe, które nie mają na celu szerzenia dobra. Mają na celu tylko jedno - przejąć nad wami władzę i wykorzystać was – nawet nie wiecie w jaki sposób
- zakończył muzyk.