Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Trzęsienie ziemi - także na giełdach światowych

Trzęsienie ziemi i tsunami sparaliżowało japońską gospodarkę. Zamknięte fabryki, płonące rafinerie. Swoje zakłady zamknęły Nissan, Toyota i Sony.

Trzęsienie ziemi i tsunami sparaliżowało japońską gospodarkę. Zamknięte fabryki, płonące rafinerie. Swoje zakłady zamknęły Nissan, Toyota i Sony. Nie pracują wszystkie porty a także w część elektrowni jądrowych i rafinerii. Na wstrząsy zareagowały także światowe giełdy. 

Tokijski indeks Nikkei zapikował o 1,7 proc. Przed dalszymi spadkami uchroniło go zamknięcie sesji. Zanotowano osłabienie tamtejszej waluty. W pewnym momencie płacono 83,29 jena za dolara. Po pewnym czasie japońska waluta odzyskała nieco na wartości.

Wieści z Japonii spowodowały zniżkowowanie kontraktów terminowych w USA i Europie. Fala spadków nie ominęła też przez pozostałych rynków azjatyckich i giełd europejskich, w tym polski WIG20. Akcje globalnych firm ubezpieczeniowych tracą na wartości.

Portal Niezależna.pl zapytał ekspertów rynków finansowych o wpływ na gospodarkę świata i Polski ostatniego trzęsienia ziemi w Japonii:

 Łukasz Wardyn, City Index
Wydarzenie to będzie miało bezpośredni wpływ przede wszystkim na gospodarkę samej Japonii. Obniży się PKB tego kraju. Paraliż Japonii będzie ujemnie wpływał na jej wymianę handlową z innymi krajami. Japońskie spółki będą ponosiły straty związane z tym wydarzeniem. Kursy firm z kraju Kwitnącej Wiśni będą spadały. I to może pociągnąć za sobą krótkoterminową zmianę nastrojów na giełdach. Zaczynając od japońskich, poprzez chińskie i amerykańskie itd. Polska gospodarka bezpośrednio nie powinna znacząco odczuć skutków tego kataklizmu (jesteśmy stosunkowo słabo powiązani gospodarczo z Japonią). Oprócz wpływu czysto związanego z rynkami finansowymi i konsekwencjami ich wzajemnych powiązań.

Grzegorz Zalewski, Dom Maklerski BOŚ SA
Zawsze tego typu wydarzenia mają przełożenie na sytuację gospodarki na całym świecie. Jednak często (w skali świata) zapomina się o nich po roku czy dwóch, zwłaszcza, gdy dochodzi do kolejnych mniej czy bardziej spektakularnych katastrof. Osobiście więc nie demonizowałbym tego co się dziś stało na bardzo dalekosiężny wpływ na ogólną sytuację gospodarczą świata, zwłaszcza, że sami Japończycy są na takie kataklizmy przygotowani i do nich przyzwyczajeni. Inna sprawa – jakie to będzie miało przełożenie na rynki gospodarcze, a zwłaszcza giełdowe, które od pewnego czasu znajdują się w stanie napięcia. A mają one to do siebie, że reagują nadreaktywnie na tego typu sytuacje. Gdy pojawi się więc w danym momencie zbyt dużo danych, których się nie oczekiwało, to ich kumulacja może doprowadzić do masakry na rynkach. To zdarzało się wielokrotnie w historii. Obecnie mamy do czynienia z taką serią zdarzeń: wydarzenia w krajach arabskich, drożyzna na światowych rynkach żywności i teraz kataklizm w Japonii. Tąpnięcie na giełdach może zapoczątkować dalsze spadki, bowiem wzrost gospodarczy obserwowany jeszcze do chwili ostatniego trzęsienia ziemi na rynkach światowych, jak podkreśla wielu analityków, jest w istocie na glinianych nogach. Zatem kataklizm japoński może okazać się tym wydarzeniem, na które światowe giełdy zareagują spadkami. Choć w czasie koniunktury czy przy dłuższej równowadze w gospodarce światowej takie trzęsienie ziemi nie wywołałoby pewnie jakichś większych perturbacji.
Polska nie jest oderwana od rynków światowych. Jeśli więc zaczną się na nich bardzo silne spadki, to nie ominą one też naszego kraju. A że, poczynając od Wielkiego Kryzysu lat 20. XX wieku światowe kryzysy odczuwane są w Polsce mocniej, niż gdzie indziej, to może się okazać, że mocno odczujemy ewentualne załamanie na naszym rynku.

Maciej Bitner, Wealth Solution
Takie kataklizmy zdarzały się w już w Japonii wielokrotnie. I rynek tego kraju jest w stanie znieść skutki także tego ostatniego trzęsienia ziemi. Spadki indeksów giełdowych będą więc prawdopodobnie przejściowe. Za jakiś czas się unormują. Japonia jest w stanie odbudować straty wynikłe z tego kataklizmu, bo posiada rezerwy. Rząd zapewne przeznaczy odpowiednie środki, by postawić na nogi zniszczoną infrastrukturę, jak elektrownie, choć koszty tego na pewno będą znaczne. Jest jednak pewne „ale”. W „normalnych” czasach rząd zwiększyłby w takiej sytuacji deficyt i pozyskał potrzebne środki. Ale Japonia ma zadłużenie przekraczające 200 proc. PKB. Zatem jego powiększanie może w okazać się niebezpieczne dla stabilności finansów publicznych tego kraju. Co prawda Japonia już dłuższy czas tkwi w takiej nierównowadze finansowej. W miarę się „trzyma”, bo oprocentowanie jej długu jest relatywnie niskie (poniżej 2 proc. na 10 lat), choć 25 proc. budżetu tego kraju przeznaczanych jest właśnie na obsługę długu. Jednak rynki światowe bardzo łatwo tracą zaufanie do rządowych obligacji japońskich. Bo w każdej chwili owa część budżetu przeznaczana na obsługę długu może się podnieść do 50 proc. Jego oprocentowanie skoczyłoby wówczas do 4 proc. Tak więc miejscowe władze mogą się bać znacząco zwiększać wydatki wynikłe wskutek ostatniego kataklizmu. A przecież na odbudowę potrzebne będzie zapewne co najmniej kilkadziesiąt mld dolarów (nie licząc postawienia na nogi zniszczonych elektrowni, co będzie wymagało być może jeszcze pokaźniejszych kwot). Z jednej strony Japonia to kraj na pewno dobrze przygotowany na trzęsienie ziemi, nawet takich rozmiarów jak to ostatnie: ludzie są odpowiednio przeszkoleni, buduje się domy i inne obiekty odpowiednio zabezpieczone i tylko w określonych miejscach itd. Ale sytuacja finansów publicznych jest tam co najmniej niepokojąca. Choć strefa euro przeżywa kryzys, który także w USA nie został zażegnany, są to jednak obszary znajdujące się w znacznie lepszej sytuacji pod względem sytuacji w finansach publicznych niż Japonia.
Jeśli – mimo wszystko – w japońskich finansach publicznych nie nastąpią jakieś większe perturbacje, to polska gospodarka nie powinna znacząco odczuć skutków tego kataklizmu.


 



Źródło: