
Debile od Izraela
Kolejne dni pokazują, że głupota zideologizowanego lewactwa zachodniego naprawdę nie ma granic.
Kolejne dni pokazują, że głupota zideologizowanego lewactwa zachodniego naprawdę nie ma granic.
Standardy Maleszki nieustannie w „Gazecie Wyborczej” obowiązują.
Wystarczy, że w sklepach wystawione zostaną pierwsze ozdoby świąteczne, i dziesiątki najróżniejszych sław, które jeszcze wczoraj pluły na Kościół, zaczynają rozprawiać o tym, że Boże Narodzenie to „cudowny czas”.
Patroni Tuska coraz bardziej nim gardzą. Już nawet nie chce im się udawać, że polski premier jest dla nich „kimś”.
Jeśli w najbliższym czasie miniecie leminga, pomyślcie o nim ze współczuciem, mając świadomość, jak ciężką pracę właśnie wykonuje na własnym umyśle.
Po kuriozalnej konferencji Stróżyka media na pasku PO w większości wiernie zachwycały się tymi bredniami oraz podawały je dalej.
Tusk i Bodnar zgodzili się na możliwość zwolnienia aresztowanych za kaucją tylko dlatego, że, ich zdaniem, wycisnęli z tej sytuacji, co się dało.
Znane polskie przysłowie „tonący brzytwy się chwyta” istnieje też w formie „tonący brzydko się chwyta”. Parafrazę tę można pociągnąć dalej, odnosząc ją już bezpośrednio do realiów uśmiechniętej Polski. Otóż Tusk KOD-u się chwyta.
Przywódcy Trzeciej Drogi są jak polityczne zombie, pozbawione jakiejkolwiek wolnej woli, niezdolne do samodzielnego działania, umiejące tylko słuchać czarodzieja, który powołał je do „życia”.
Czemu Tusk zdecydował się na utopić Palikota? Na ten moment teorii jest wiele. Możliwe, że Palikot podskoczył niewłaściwej osobie w PO i ponosi teraz za to konsekwencje. Równie prawdopodobne jest to, że mamy po prostu do czynienia z ustawką.
Uśmiechnięta władza nie chce reformować prawa na swoją korzyść. Ona nawet nie chce powrotu do tego, co było. Tusk chce za to pełnego zamętu.
Ekolodzy triumfują – tragedia, która dotknęła Polskę, okazała się idealną okazją do szerzenia ich agendy ideologicznej. Słyszymy więc, że oto ostateczny dowód na globalne ocieplenie, że teraz ci wszyscy, którzy nie wierzyli w ich ostrzeżenia, przekonali się na własnej skórze, co to znaczy bagatelizować ich „mądrości”.
Przez ostatnie dni mogliśmy oglądać spotkanie się rzeczywistości ze spektaklem politycznym reżyserowanym przez PO. Jak to zazwyczaj bywa, przebiegło ono w sposób bolesny. W końcu jeszcze w ubiegły piątek uśmiechnięty premier przekonywał: „Opady są intensywne, ale od razu chciałbym powiedzieć,(…) te prognozy nie są przesadnie alarmujące”.
Nie mamy się czego bać, skoro czuwają nad nami tacy giganci jak Łukasz Warzecha. Ten zawsze czujny publicysta, m.in. Onetu, ostatnio zawędrował aż na warszawski Dworzec Zachodni. Zastał go tam nieprzyjemny widok.
Wszystko wskazuje na to, że w sprawie Owsiaka i jego „pomocy” powodzianom mamy do czynienia nie tylko z hucpą, której głównym celem było jeszcze mocniejsze wylansowanie pupilka PO, lecz także z potężną aferą. Pierwszymi ofiarami „profesjonalizmu” Owsiaka okazali się bowiem sami powodzianie, pozbawieni – w tak trudnym dla nich momencie, jakim jest zima – podstawowej pomocy. Uśmiechnięta władza i jej ulubieńcy postarają się więc ukryć ten blamaż w jedyny sposób, w jaki potrafią. Cyrkiem, szantażem i moralnym terrorem wymierzonym w każdego, kto odsłania ich podłość i nieudolność - pisze Dawid Wildstein w "Gazecie Polskiej".