Rosyjskie media na Ukrainie to jedna z największych armii w wojnie hybrydowej.
Są odpowiedzialne za lata manipulacji i fałszywego przedstawiania zarówno Europy i USA, jak i prodemokratycznych tendencji w społeczeństwie ukraińskim. Winne są temu także władze Ukrainy, będące
de facto oddelegowanymi na odcinek Kijowa realizatorami polityki Kremla.
Przez dekady mieszkańców Donbasu i Krymu zamieniono w zombie – mówił mi kiedyś jeden z opozycjonistów.
Zostawiliśmy ich samych sobie i pozwoliliśmy, by karmiono ich propagandą. By nie uczyli się języka ukraińskiego, nie obcowali z naszą historią, bohaterami czy kulturą. Człowiek sowiecki trwa na Ukrainie przez kilka pokoleń. Wsłuchany w "pierwyj kanał" rosyjskiej telewizji, wczytany w "Prawdę", zasłuchany w rosyjską muzykę, myślący jak wszyscy od Kaliningradu po Władywostok. W taką glebę, jak nóż w masło, wjechali w 2014 r. Rosjanie ze swoimi
zielonymi ludzikami i separatyzmem, który zamienił Donbas w bandycko-terrorystyczne republiki, a Krym w odciętą od świata rosyjską fortecę. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie lata przerabiania mózgów na watę.
Szczęśliwie w Polsce nie mamy dwujęzycznej mniejszości, którą można by manipulować w ten sposób. Jesteśmy też (póki co) dobrze wyczuleni na wschodnią propagandę i odporni na kłamstwa Kremla. Zagrożenie płynie z innej strony. Opakowane w doskonały papier i atrakcyjną formę, wplecione pomiędzy ciekawostki i nieuwarunkowane politycznie informacje. O tym, jak to działa, przekonaliśmy się wraz z ujawnionym listem Marka Dekana, szefa niemiecko-szwajcarskiego koncernu medialnego Ringier Axel Springer Media, który poinstruował podległych mu dziennikarzy w Polsce, jak powinni oceniać rządzących naszym krajem. Oczywiście mają ich oceniać zgodnie z linią polityki niemieckiej. To, co wiedzieliśmy od dawna, ujrzało więc światło dzienne. I choć formą różni się to od sytuacji w Donbasie, to zamysł jest taki sam. Nas też chcą przerabiać na „watę”.
Źródło: Gazeta Polska
#propaganda
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wojciech Mucha