Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

"Toni Erdmann": najzabawniejszy dramat sezonu z szansą na Oscara. RECENZJA

Z „Tonim Erdmannem” jest trochę jak z „Dniem Świra” Marka Koterskiego lub „Życie jest piękne” Roberta Benigniego.

mat.pras.
mat.pras.
Z „Tonim Erdmannem” jest trochę jak z „Dniem Świra” Marka Koterskiego lub „Życie jest piękne” Roberta Benigniego. Niby tematyka ciężkiego kalibru, a jednak zaserwowana w takiej konwencji, że nie trudno o niekontrolowane wybuchy śmiechu. Dlatego oglądając obsypany nagrodami i kandydujący do Oscara film Maren Ade jedni będą tarzać się ze śmiechu, inni płakać. Jeszcze inni – jedno i drugie.


Jeśli można inteligentnie rozbawić widza umiejscawiając akcję filmu w obozie koncentracyjnym (patrz „Życie jest piękne” Roberta Benigniego), to w zasadzie chyba można zrobić komedię na każdy temat. Udowadnia to młoda niemiecka reżyser Maren Ade, której trzecia w dorobku produkcja pt. „Toni Edermann” oprócz tego, że zgarnęła już Europejską Nagrodę Filmową za najlepszy film roku, ma również spore szanse na Oscara w kategorii najlepszego obrazu nieanglojęzycznego.

Film opowiada z pozoru błahą, pozbawioną wartkiej akcji historię odnoszącej sukcesy Ines Conradi (brawurowa kreacja Sandry Hüller ) i jej skomplikowanej relacji z ojcem. Winfried Conradi (Peter Simonischek) to niespełna 70-letni rozwodnik, który w pewnym momencie orientuje się, że pochłonięta robieniem kariery w Bukareszcie córka zaczyna popadać w życiową pustkę. Postanawia zrobić wszystko (dosłownie), by zmusić Ines do tego, by oprócz pracy, skupiła się na budowaniu szczęścia osobistego. W tym celu przybywa do stolicy Rumunii i przedstawiając się jako tajemniczy Toni Erdmann, stopniowo doprowadza do rewolucji w poukładanej codzienności córki.

Podstawowymi walorami filmu są świetnie pomyślany scenariusz i gra aktorska, które sprawiają, że pomimo braku trzymających w napięciu zwrotów akcji prawie 3-godzinny seans nie dłuży się ani przez moment. „Toni Erdmann” to przede wszystkim jednak ogromna dawka humoru – mamy tu do czynienia z genialnym (choć momentami bardzo abstrakcyjnym) komizmem we wszelkich jego przejawach, od komicznie nakreślonych postaci począwszy, a skończywszy na wywołujących skurcze mięśni brzucha dialogach. I choć to oczywiście śmiech przez łzy, a obraz Maren Ade stanowi coś na kształt słodko-gorzkiego filmowego pamfletu na współczesną cywilizację, która w imię zdobywania kolejnych szczytów zatraca własne szczęście, to część komediowa produkcji zdaje się mimo wszystko dominować nad jej dramatyzmem. Dlatego przezornie i uczciwie polecam wersję z napisami zamiast lektora – salwy śmiechu widzów mogą być bowiem tak długie i głośne, że momentami może być trudno usłyszeć, o czym w danym momencie mówią bohaterowie. A to już chyba – jak na komedię - reklama sama w sobie.
 
 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Sandra Hüller #Maren Ade #Europejska Nagroda Filmowa #Oscary #Toni Erdmann

Magdalena Jakoniuk