Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

​Między puczem a „ciamajdanem”

Wyemitowany przez 1 Program TVP film „Pucz” w reżyserii Ewy Świecińskiej pokazuje, jak niewiele brakowało, by wydarzenia z grudnia zeszłego roku przybrały zupełnie inny wymiar.

Wyemitowany przez 1 Program TVP film „Pucz” w reżyserii Ewy Świecińskiej pokazuje, jak niewiele brakowało, by wydarzenia z grudnia zeszłego roku przybrały zupełnie inny wymiar. Coś, co skończyło się swoją własną karykaturą i całkowitą porażką opozycji, w założeniu było przecież powtórką z „Nocnej zmiany”. 

Film Świecińskiej jest o 24 lata młodszym bratem obrazu Jacka Kurskiego, dokumentem spełniającym standardy XXI w., z montażem przywodzącym na myśl emocjonalną, szybką i nerwową narrację znaną z produkcji Grzegorza Brauna. I być może dla części młodszych widzów film ten stanie się taką samą polityczną inicjacją, jaką dla urodzonych w ok. 1975 r. były wydarzenia z czerwca 1992 r. i pokazujący je dokument.

Ekipa od Belzebuba

W ostatnich dniach widzieliśmy głównie zjawisko trafnie ochrzczone na Twitterze, a później w klasycznych mediach „ciamajdanem”: fałszującą Joannę Muchę, posła Myrchę wysyłającego Belzebuba z darami do Dzieciątka Jezus czy posła Meysztowicza afirmującego manifest targowicy. Towarzyszyliśmy Ryszardowi Petru w podróży życia na Maderę i słuchaliśmy nieoficjalnych informacji o sporach, trawiących Platformę Obywatelską i Nowoczesną od środka, a także obserwowaliśmy wymianę ciosów między jeszcze chwilę wcześniej integrującymi się w zaciemnionej sali sejmowej posłami tych partii. Choć w publicznych wystąpieniach co jakiś czas mówią nadal o przyjaźni i współpracy, w komunikacji z wyborcami wygląda to już trochę inaczej. Ryszard Petru sejmowy protest Schetyny określił słowami: „Wlazł i zlazł (z mównicy)”. W oświadczeniu skierowanym do warszawskich wyborców posłowie Kornelia Wróblewska i Zbigniew Gryglas tłumaczą, że w rozmowach z udziałem innych partii „Nowoczesnej zabrakło wsparcia drugiej partii opozycyjnej. Razem – piszą dalej – mogliśmy przeforsować rozwiązania, które dałyby wyjście z tego impasu. Mieliśmy pewien plan, do którego chcieliśmy włączyć PO. To mógł być wspólny sukces zjednoczonej opozycji. Daliśmy PO szansę. Szkoda, że nie skorzystała. Przegraliśmy walkę o budżet, bo dla Grzegorza Schetyny ważniejsze było osłabienie Nowoczesnej”. Lider PSL-u tymczasem zachowanie samego Petru próbował wyjaśnić reagowaniem na liczbę polubień kolejnych partyjnych wpisów na Facebooku. Naprawdę trudno traktować to wszystko poważnie.

Korzenie w bezpiece

Równocześnie jednak cały czas pamiętaliśmy o bezpieczniackim podłożu protestu, symbolizowanym przez płk. Adama Mazgułę, który, choć przed rocznicą stanu wojennego został skrytykowany przez część liderów opozycji, nie został w żaden sposób wycofany z pierwszego szeregu bojowników o demokrację. Wręcz przeciwnie – pozwolił sobie na połajanki wobec czołowych polityków, obecnie zaś kreuje się cały czas na, jeśli nie lidera, to co najmniej ideologa przeciwników PiS-u. Prawicowe media chętnie przypominały też cały czas o szabrze uprawianym pośród pustych ław sejmowych przez zajmujących salę posiedzeń posłów. Wykorzystanie pieniędzy organizacyjnych do celów prywatnych przez Mateusza Kijowskiego, które uruchomiło całą lawinę oskarżeń i awantur wewnątrz Komitetu Obrony Demokracji, wyraźnie pokazuje cwaniactwo i pazerność elit III RP, za które na ulicy bić się chcą topniejące szeregi demonstrantów.

Jednak również nowe finansowe problemy Kijowskiego, któremu, jak wiemy, elity bardzo łatwo wybaczyły niepłacenie alimentów (a dziś część z nich nadal gotowa jest go bronić, być może z niewiary w znalezienie lepszego lidera), przez większość obserwatorów potraktowane zostały jako element komiczny. Film Ewy Świecińskiej przypomniał, że poza lekkim podejściem do własności prywatnej i organizacyjnej kasy, w logice naszej opozycji mieści się przemoc – bynajmniej nie bierna. Agresja wobec posłów i dziennikarzy, zachowania każące zapytać o dostępność substancji psychoaktywnych w parlamencie, sejmowe bieganiny z telefonami, noszące znamiona ataku na posłów PiS-u i naruszania ich strefy prywatności (przy uporczywym filmowaniu kogoś telefonem praktycznie przystawionym do twarzy trudno bronić argumentu o miejscu publicznym czy misji informacyjnej). Grożenie uwięzieniem nie tylko w budynku Sejmu czy zapowiedź przyszłego „wyskakiwania przez okna” nie są tak odległe od manifestów Ryszarda Cyby. Wszystko to zaś widzimy dzięki materiałom nagranym przez negatywnych bohaterów wydarzeń. Kilka lat temu Zachód miał problem ze zjawiskiem znanym pod nazwą „happy slapping”, polegającym na napadaniu, okradaniu lub poniżaniu przypadkowych przechodniów, nagrywaniu i umieszczaniu materiału w internecie. To właśnie z tą formą bandytyzmu, nie zaś z wolnością słowa i zastępowaniem rzekomo dyskryminowanych reporterów kojarzą mi się głównie wyczyny filmujących swoich kolegów posłów. Podobnie jak zdemoralizowane angielskie czy francuskie dzieciaki, sami, nie widząc w swoim zachowaniu niczego nagannego, dostarczają nam dowodów degrengolady i braku wychowania, maskowanego agresywnym słowotokiem i próbami kreowania się na ofiary. Z kolei sadystyczne próby ogłuszenia dziennikarza TVP Info przez bojówkę, w której znalazł się m.in. były wojewoda mazowiecki, okazały się na tyle skuteczne, że sprawozdawca do dziś ma problemy ze słuchem. O ile proponowane przez działaczy Kukiz’15 siłowe rozwiązanie wobec parlamentarzystów byłoby zapewne wymarzonym przez nich scenariuszem, czego niektórzy nawet nie ukrywali, o tyle życzyć sobie należy, by ulicznych bandytów potraktowano z całą stanowczością. Kary finansowe wobec posłów, które nabierają realnego kształtu, również byłyby dobrym i pouczającym rozwiązaniem.

Zawiodło ich wszystko

Wszystko miało potoczyć się więc inaczej, tyle tylko, że, jak pisałem już tydzień temu, polityków opozycji zawiodło praktycznie wszystko. Po pierwszym, mocno sterowanym zrywie, który bliski był wymknięcia się spod kontroli, lecz bardzo szybko przygasł, nie nastąpiła kontynuacja. Co więcej, sympatycy KOD-u coraz częściej spotykają się z przejawami niechęci zmęczonych ich ekscesami współobywateli. Potraktowanie ich protestu przez mieszkańców podczas powitania amerykańskich żołnierzy w Żaganiu jest tego najlepszym i nieostatnim zapewne przykładem. Wydaje się, choć oczywiście nie spieszyłbym się z optymizmem, że i część opiniotwórczych środowisk za granicą, zwłaszcza w Niemczech, zaczyna oswajać się z myślą, że rządy Prawa i Sprawiedliwości nie są krótkim incydentem, który w każdej chwili przerwać można tupnięciem w odległej Brukseli czy Strasburgu. Donald Tusk zaś, między słowami straszący Polskę sankcjami i własnym poparciem dla działań na szkodę naszej gospodarki, utwierdza przede wszystkim swój negatywny elektorat, rzucając równocześnie kłody pod nogi białego konia, na którym planuje wyruszyć na ratowanie III RP. W tym samym czasie zawiodły również ratingi, które, wbrew nadziejom opozycji, nie zostały tym razem obniżone, co, nie nadając im przesadnego znaczenia, należy jednak uznać za porażkę w kreowaniu na użytek zagranicy wizerunku kraju-bankruta z nielegalnym budżetem. Prognozy dla Polski wypadają nie najgorzej, a dzięki prospołecznej polityce rządu w naszej dobrej kondycji partycypować zaczynają obywatele, niektórzy – po raz pierwszy. I jest to kolejny fakt, który budzi nieskrywaną wściekłość części opozycji, która oczekuje rezygnacji potrzebujących z państwowej pomocy w imię walki o interesy grup, które wcześniej tej pomocy, w imię neoliberalnych dogmatów, im odmawiały.

Film Świecińskiej spotyka się oczywiście z krytyką, łatwiej bowiem atakować reżyserkę i jej prace, niż uczciwie przyjrzeć się własnemu zachowaniu. Na opamiętanie polityków trudno liczyć, ważne jednak, że widzowie mogli przypomnieć sobie również to groźniejsze oblicze ostatnich wydarzeń.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Ewa Świecińska #ciamajdan #film Pucz #Pucz film #pucz

Krzysztof Karnkowski