Legia Warszawa ma to, co chciała. Zapukała do bram raju – piłkarskich potęg, wielkich stadionów, gwiazd futbolu i ogromnych pieniędzy. Dla piłkarzy będzie to wielka przygoda. Real, Borussia Dortmund i Sporting Lizbona to wielkie firmy, nieporównywalnie – niestety – lepsze od klubu ze stolicy.
Bogusław Leśnodorski, prezes stołecznej Legii, po losowaniu fazy grupowej w Monako z jednej strony mówił w sposób przystający do rzeczywistości: „chciałem uniknąć wyjazdów do Moskwy i Kijowa”, dając do zrozumienia, że stawia realny cel, jakim jest wyjście z grupy F z trzeciego miejsca. Pozwoliłoby to Legii na grę w Lidze Europy wiosną. Z drugiej jednak strony uwagę zwracają inne jego słowa, które nie znamionują trzeźwej oceny sytuacji. „Wylosowanie Realu czy Borussii nie wzbudza we mnie żadnych emocji. W Europie jest sporo takich drużyn. Real? Klub jak każdy inny” – zadeklarował.
Z kim przyjdzie się zmierzyć Legii
Otóż nie, Real Madryt to nie jest klub jak każdy inny, ale jedenastokrotny zdobywca Ligi Mistrzów. W ostatnich trzech sezonach po to najcenniejsze trofeum sięgnął dwa razy, pokonując za każdym razem Altetico Madryt, a to przecież jeden z najbardziej utytułowanych klubów ligi hiszpańskiej. Na swojej drodze po puchar w latach 2014–2016 jak walec miażdżył takie potęgi, jak Bayern Monachium, Manchester City, a także wspomnianą Borussię i Schalke. Ale też mniejsze kluby, z którymi stołeczna Legia mogłaby rywalizować jak równy z równym, oczywiście, gdyby była w lepszej formie. Real rozgromił Malmoe 8:0. Turecki Galatasaray z kolei – 6:1. Nie lepiej poszło piłkarzom z Basel – Helwetom Królewscy wbili pięć goli. A trzeba dodać, że mówimy o klubie, w którym jeden Cristiano Ronaldo strzela w Lidze Mistrzów ponad 15 goli na sezon. Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby na złość Leśnodorskiemu, Real potraktował u siebie Legię tak, jak Szwedów czy Turków.
Drugim z klubów, które Leśnodorski bagatelizuje jako przeciwnika, jest Borussia Dortmund. A to finalista Champions League z 2013 r. Drużyna budowana od zera przez osławionego Jürgena Kloppa, a obecnie trenowana przez jego dawnego współpracownika Thomasa Tuchela. „Klub jak każdy inny” jako jedyny w Niemczech dotrzymuje kroku Bayernowi Monachium, 26-krotnemu mistrzowi Niemiec. Borussia wypromowała Roberta Lewandowskiego, a innych wychowanków sprzedaje do największych klubów Europy – Manchesteru City, Bayernu Monachium i Manchesteru United. Na szpicy w Borussi gra bramkostrzelny Pierre-Emerick Aubameyang, który w poprzednim sezonie zdobył w Bundeslidze 25 bramek. Na lewym skrzydle pracuje Marco Reus, wspomagany przez Francuza Ousmane Dembele. A co ten chłopak potrafi? Niech sztab Legii zobaczy na własne oczy, choćby na YouTube. Talent czystej wody, 19-latek uznawany za największy talent na świecie.
Trzeci z rywali Legii to Sporting Lizbona, drużyna będąca wicemistrzem Portugalii. Jej trzon stanowią piłkarze, którzy z kolei jako reprezentacja narodowa w tym roku zdobyli tytuł mistrza Europy. Genialny w bramce Rui Patricio, William Carvalho, Adrien Silva czy João Pereira to nazwiska znane w Europie. Dla Cristiano Ronaldo potyczka ze Sportingiem będzie powrotem na „stare śmieci”. To tam dorastał i szlifował talent jako nastolatek, gra w Lizbonie będzie jego świętem. Ronaldo później trafił do Manchesteru United i z każdym rokiem stawał się coraz większą ikoną futbolu. Nie od dziś wiadomo, że Lizbona – Sporting i Benfica – mają najlepsze szkółki piłkarskie w Europie.
Skrócona historia awansu
Jak widać, Legia ma się czego i od kogo uczyć. Wierni fani warszawskiego klubu w internetowych forach wierzą w cud, że ich piłkarze zostaną zlekceważeni, zatem Real i Borussia może nie są tak straszne, jak się je maluje. Większość kibiców jednak w komentarzach w sieci nie ma wątpliwości, że Legię czekają srogie baty. Nie jest to, niestety, typowe polskie narzekanie. Legia w lidze w 6 meczach uzbierała 6 pkt. W kompromitującym stylu przegrała z Górnikiem Łęczna i Arką Gdynia, odpadła z Pucharu Polski. Jednak najbardziej żenująco Legia wypadła w dwumeczu z półzawodowcami z irlandzkiego Dundalk. Wyspiarze u siebie przegrali 2:0 i Legii nie pozostało nic innego, jak postawić kropkę nad „i”. W rewanżu jednak, zamiast gradobicia pod bramką Dundalk, zobaczyliśmy Legię bezradną, beznadziejną, chaotyczną, która nie wie, po co wyszła na boisko przed własną publicznością. Warszawski klub wręcz drżał o awans niemal do końca meczu, grając w dziesięciu po czerwonej kartce dla czeskiego obrońcy. Przegrywał, mógł stracić jeszcze jedną bramkę i nie podnieść się w dogrywce. Na szczęście w ostatniej chwili sprawę załatwił Michał Kucharczyk golem w ostatnich sekundach.
Piłkarze i trener Legii świętowali, a tak naprawdę nie mieli powodu. Kompromitująca gra, gwizdy na trybunach, walka z amatorami jak równy z równym. Gdyby drużyna ze stolicy trafiła na ciut lepszego rywala, zostałaby kompletnie rozniesiona na boisku. Do budżetu Legii wpadnie kilka milionów euro za sam udział w Lidze Mistrzów. Na boisku jednak to była szarpanina amatorów, a nie drużyny budowanej do walki z potęgami. W starciach z Realem, Borussią i Sportingiem nie będzie wymówek. Inna sprawa, że nikt nie będzie miał pretensji, jeśli Legia nie zbierze batów, a wywalczy jakiś punkt.
Legia ma swoje problemy, Wisła – dużo większe
W Warszawie świętują, bo do miasta przyjadą potęgi, a w Krakowie trwa żałoba. Wisła Kraków to poważny kandydat do spadku z ligi. Gdyby ktoś jeszcze 4 lata temu przewidział rozwój sytuacji w niedawnym mistrzu Polski, zostałby odesłany na odpowiednie badania. Nie tylko pod względem sportowym widać dramat. Bogusław Cupiał od kilku lat nosił się z zamiarem sprzedaży Wisły. Padło wreszcie na Marka Citkę i, wcześniej nieznanego szerszej publiczności, Jakuba Meresińskiego. Dawni piłkarze Wisły zostali odprawieni przez właściciela z kwitkiem, chociaż wyrazili chęć kupna krakowskiego klubu. Kilka dni po transakcji okazało się, że Meresiński posługiwał się fałszywym świadectwem maturalnym i jest podejrzewany o wielomilionowe wyłudzenia podatku VAT. W dodatku Cupiał sprzedał tak naprawdę największy polski klub w ręce spółki… projekt.gmina.pl. Takie coś miało zapewnić stabilność finansową drużyny pogrążonej w długach. Gdy wyszły na jaw ciemne plamy na życiorysie Meresińskiego, Cupiał zaczął kombinować, jak unieważnić transakcję, Marek Citko nagle wycofał się z interesu, twierdząc, że nie wiedział o przeszłości swojego kolegi, a pakiet akcji Wisły zakupiło Towarzystwo Sportowe. Nieoficjalnie wiadomo, że piłkarze z Krakowa są podrażnieni całą sytuacją i szukają dogodnego miejsca na ucieczkę – stąd fatalne wyniki. Krzysztof Mączyński po udanym Euro liczył na transfer do Anglii lub Hiszpanii. Żadna konkretna oferta na Reymonta jednak nie wpłynęła. Nie dość, że piłkarze są niepewni jutra, bo mówiono nawet o możliwej degradacji Wisły w związku z oszustwami krótkotrwałego właściciela, to jeszcze zbierają cięgi w ekstraklasie. Mówimy o paranoi w najbardziej utytułowanym klubie, który jeszcze nie tak dawno bił się z Schalke, Parmą, Lazio i był jedną nogą w Lidze Mistrzów.
Mimo fantastycznego Euro 2016 w wykonaniu polskiej reprezentacji i awansu Legii do elitarnych rozgrywek, przyszłość polskiej piłki klubowej nie wygląda zbyt różowo.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#piłka nożna #awans #Liga Mistrzów #Legia Warszawa
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wszołek