Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Z fantazją, pomysłem i dobrą organizacją, czyli jak pokonać bolszewików

Armia „kapitalistyczno-obszarniczej” Polski miała się sama rozpaść od dezercji, złej organizacji i zaprzaństwa dowództwa – tyle oficjalna sowiecka propaganda.

autor nieznany, domena publiczna
autor nieznany, domena publiczna
Armia „kapitalistyczno-obszarniczej” Polski miała się sama rozpaść od dezercji, złej organizacji i zaprzaństwa dowództwa – tyle oficjalna sowiecka propaganda. W kuluarach Lew Trocki powtarzał jednak, że Polacy są dobrze zorganizowani i żeby nie przesadzać z optymizmem.

Sztab Główny Wojska Polskiego dysponował precyzyjnymi raportami o swoim przeciwniku. „Kawaleria dobra, dobrze wyszkolona i nadzwyczaj dzielna” – pisał agent Wydziału Informacyjnego o Konnej Armii Siemiona Budionnego, która zmierzała latem 1920 r. w stronę Lwowa. Konarmia stanowiła największe wyzwanie dla wywiadu polskiego, była bowiem specyficzną formacją, która mogła się sprawdzać tylko w Europie Wschodniej, z rozległymi stepami, niewielkimi miastami i znacznymi odległościami do przebycia.

Zaskoczyć przeciwnika

„Ustalenie dyslokacji armii konnej jest nadzwyczaj trudne z powodu ruchliwości jej oddziałów. Dyslokacja podana w danym momencie jest już zwykle przestarzała” – czytamy w innym raporcie. Sowieci nie potrafili utrzymać dyskrecji w oddziałach, gdyż większość żołnierzy nie identyfikowała się w najmniejszym stopniu z oficjalną ideologią – jeńcy schwytani przez polskich zwiadowców szybko podawali szczegółowe informacje dotyczące ich oddziałów.

Tymczasem umiejętność zaskoczenia przeciwnika jest jak uderzenie obuchem – przygotowywana przez Józefa Piłsudskiego kontrofensywa znad Wieprza musiała być poprzedzona koncentracją wojska, o której przeciwnik nie mógł się dowiedzieć. Stacja kolejowa w Dęblinie nigdy wcześniej i później nie widziała takiego ruchu – z kolejnych pociągów wysypywały się oddziały polskiego wojska, osobno drogami zmierzała z południa piechota. 13 sierpnia sam Naczelnik pojawił się w Puławach, stwierdzając, że za 2–3 dni 4. Armia będzie gotowa do ataku znad Wieprza, gdy w tym samym czasie komunistyczne gazety drukowały całe szpalty tekstu z wersją o zdobyciu Warszawy.

Wiedzieć – znaczy wygrać

Bolszewickie oddziały 16. Armii Nikołaja Sołłohuba 12 sierpnia 1920 r. dotarły do linii polskiej obrony pod Radzyminem, 25 km od centrum Warszawy. Dzień później, po krwawych walkach, obrońcy musieli wycofać się z miasteczka. Wydawało się, że nic nie może uratować młodego państwa polskiego – korpus dyplomatyczny opuścił stolicę, a bolszewicy świętowali zwycięstwo, upajając się wizją grabieży warszawskich sklepów.

W rzeczywistości jednak Rosjanie brnęli w pułapkę precyzyjnie zastawianą przez polskie dowództwo. Bo na wojnie wiedzieć – znaczy wygrać. A Polacy dzięki złamaniu sowieckich szyfrów znali stan wrogiej armii i jej ruchy niemal tak samo jak dowódcy krasnoarmiejców. Do tego dochodziła aktywność młodego polskiego lotnictwa, które podejmowało się zadań głównie zwiadowczych.

Choć dziś wiemy, że kontrofensywa znad Wieprza, na północ, odcinająca wojska Tuchaczewskiego od Frontu Południowo-Zachodniego, weszła w miękkie podbrzusze Armii Czerwonej, w ówczesnych oddziałach Wojska Polskiego nie było pewności, czy oto pod Kockiem, Siedlcami czy Łomżą nasi żołnierze nie natkną się na silniejszą jednostkę bolszewicką. Łamanie szyfrów sowieckich, loty zwiadowcze i przepytywanie jeńców dawały razem wiarygodne rozmieszczenie wojsk przeciwnika.

Improwizuje Naczelnik, improwizują kadeci

Piłsudski przemieszczający się wśród odbijanych terenów za pomocą samochodu nieraz myślał, że napotyka oddziały przeciwnika – okazywało się, że bolszewicy w takim popłochu ustępowali przed polskim atakiem z południa, że zostawiali gotowe do strzału armaty, pełne furmanki i zapalone ogniska, jakby jeszcze przed chwilą byli gotowi do obrony. Z przemieszczaniem się Naczelnika bywały i znamienne trudności – niekiedy stan dróg nie pozwalał na swobodną jazdę samochodem, więc wódz musiał powierzać kierowcy znajdowanie improwizowanych objazdów.

Zaradność w nieoczekiwanych sytuacjach to polska specjalność – podczas ofensywy Frontu Zachodniego w stronę Warszawy kaukaska kawaleria Gaj Dmitriewicza Gaja natrafiła na polskich kadetów broniących terenu za pomocą 30 czołgów typu Renault. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że połowa pojazdów była uszkodzona i nie mogła się przemieszczać. Zaradni żołnierze umieścili czołgi na wagonach i jeżdżąc pociągiem w dwie strony, byli w stanie razić przeciwnika ostrzałem wzdłuż linii kolejowych. Był to jedyny wypadek w trakcie lipcowej ofensywy, gdy kaukascy jeźdźcy musieli się wycofać.

Radiowywiad Biura Szyfrów

Rok wcześniej powołano Radiowywiad Biura Szyfrów. W jego składzie znaleźli się światowej sławy profesorowie matematyki, na których czele stanął lingwistyczny geniusz z fotograficzną pamięcią – por. Jan Kowalewski. Dobra organizacja pracy i wykorzystanie najtęższych umysłów pozwoliły w ciągu paru miesięcy złamać najważniejsze sowieckie szyfry wojskowe. Dość powiedzieć, że w decydującym okresie wojny wywiad radiowy przejął i odczytał kilka tysięcy sowieckich szyfrogramów – po kilkaset miesięcznie. Polscy łamacze kodów osiągnęli taką biegłość, że odczytywali bolszewickie depesze szybciej nawet niż ich adresaci.

Za odkryciem roli wywiadu w kontekście Bitwy Warszawskiej stoi Grzegorz Nowik, który podsumował swoje wieloletnie badania tymi słowami: „Gdyby Lenin i Trocki, Stalin i Budionny […] byli agentami polskiego wywiadu wojskowego, to nie byliby tak efektywni, bo nie mieli tak szczegółowej wiedzy”.

Zasługi Jana Kowalewskiego, choć publicznie nieznane, dla specjalistów były oczywiste – polski kryptolog został wysłany w 1923 r. do Tokio, gdzie poprowadził szkolenie z kryptografii dla oficerów japońskiego wywiadu. Kraj Kwitnącej Wiśni był wtedy postrzegany jako potencjalny polski sojusznik przeciwko Rosji.

Na tropie Enigmy

Na sukcesach w czasie wojny polsko-bolszewickiej polski wywiad nie poprzestał. Jednym z najważniejszych zadań, jakie stanęły w okresie międzywojennym przed Biurem Szyfrów, było złamanie kodów generowanych przez niemiecką maszynę szyfrującą – Enigmę. Zachodnie wywiady po wielu latach prób poddały się, ale Polacy pracowali dalej. W efekcie tych wysiłków trzech matematyków – Rejewski, Różycki i Zygalski – stworzyło oryginalne koncepcje do odczytania zakodowanych tekstów. Powstała też polska kopia Enigmy, przekazana w lipcu 1939 r. wywiadom francuskiemu i brytyjskiemu. W ciągu 20 lat, zaczynając do zera, nasi kryptolodzy złamali szyfry dwóch śmiertelnych wrogów Polski – praca nad obronnością kraju nigdy nie idzie na marne.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#1920 #Bitwa Warszawska

Jakub Maciejewski,AZ