Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Trzy historie, jeden morał

Miniony tydzień rozpoczął się od rocznicy krwawej niedzieli – kulminacji wołyńskiego ludobójstwa, skończył zaś masakrą w Nicei i nieudanym przewrotem wojskowym w Turcji.

Miniony tydzień rozpoczął się od rocznicy krwawej niedzieli – kulminacji wołyńskiego ludobójstwa, skończył zaś masakrą w Nicei i nieudanym przewrotem wojskowym w Turcji. Każde z tych wydarzeń jest istotne, każde ma swój dramatyzm (teraźniejszy, przeszły i przyszły), każde wreszcie mówi nam coś o dzisiejszej Europie i Polsce.

11 lipca odnowił dyskusję na temat stopnia upamiętnienia ofiar i ostrości języka, używanego w opisie dramatycznej historii Wołynia. I choć nikt z rządzących nie bał się, jak to bywało w czasach poprzedniej koalicji, słowa „ludobójstwo”, nie sposób uciec od wrażenia, że mamy tu znaczący rozjazd między potrzebami bieżącej polityki międzynarodowej, w której, przynajmniej oficjalnie, patrzymy przyjaźnie na Ukrainę, a obowiązkami wobec historii, tej wspólnej i tej rodzinnej, generującej potężne emocje.

Nie pomagają nam i sobie

Nie ma zresztą co się oszukiwać, pomimo pewnej wspólnoty interesów i obaw, jakie przyniósł naszym narodom majdan, Ukraińcy nie ułatwiają nam zadania. Kraj szukający wciąż swojej niepodległościowej tożsamości sięga po bohaterów, którzy nie mogą być bohaterami wspólnymi, mając na sumieniu cierpienie i męczeństwo polskich sąsiadów. Konflikt ten wydaje się tragiczny i zupełnie nierozwiązywalny. Kiedy Ukraińcy nazywają swoje ulice imionami zbrodniarzy, prorosyjscy trolle zaś rozpoczynają nienawistne żniwa w polskim internecie, suflując nam antynomię Bandera–Putin, widzimy w sposób przerażająco jasny, jak zło sprzed dziesiątków lat, bez skruchy i bez przebaczenia, rzutuje na dzisiejszą rzeczywistość.

Przekłada się na to również wyjątkowość Wołynia jako najpóźniej odkrytego wspólnego doświadczenia historycznego narodu. Zbrodnie niemieckie były częścią świadomości, a zarazem propagandy historycznej PRL, w dużym stopniu opierającej swoją legitymację na uzasadnionym resentymencie antyniemieckim. Katyń i zbrodnie komunistyczne to dziedzictwo tożsamości podziemnej, a także ważny punkt odzyskiwania i odkłamywania historii końca PRL i początków III RP. Wołyń nie był całkowicie przemilczany, lecz, co ważne bardziej nawet w III RP niż w PRL, z przekazów rodzinnych do pozycji wielkiej, ogólnonarodowej traumy awansował już w czasach internetu i kolorowych, popularnych magazynów historycznych. Budzi więc najświeższe i chyba najmocniejsze emocje. Zauważmy, że wobec Rosjan czy Niemców nie padają w polskiej przestrzeni publicznej tak mocne sformułowania, jak wobec Ukraińców, nie czytamy masowych komentarzy o stalinowskich czy hitlerowskich „ścierwach”.

Niestety, opublikowany w tym czasie filmik, w którym młodzi Ukraińcy zwracają się do Polaków, potwierdza jedynie najsmutniejsze przypuszczenia. Młode, ładne Ukrainki i młodzi, sympatyczni Ukraińcy poważnie i, jak myślę, najzupełniej szczerze, zwracają się do Polaków z przesłaniem przebaczenia i prośby o przebaczenie. Ta szczerość i dobre intencje są w tym wszystkim najbardziej przygnębiające, pokazują bowiem, że nawet tam, gdzie teoretycznie jest nam do siebie najbliżej, pojawia się przepaść nie do zasypania. Przepaść fałszywej symetrii win, potwierdzona jeszcze przez ukraiński IPN.

Trudno tu niestety o optymistyczne wnioski, zwłaszcza kiedy z drugiej strony władze Ukrainy posiłkują się dziś ekspercką mądrością Leszka Balcerowicza i zdają się tolerować jego ataki na polski rząd, z drugiej strony zaś włączają dziedzictwo OUN/UPA do dzisiejszej historycznej tożsamości Ukraińców, nie licząc się z polską wrażliwością. Czy w takich okolicznościach, nawet jeśli współczesny „banderyzm light” wolny jest od pierwiastka antypolskiego, będziemy w stanie stanąć razem, jeśli potrzeba będzie połączyć siły wobec aktualnego zagrożenia ze Wschodu?

Islamista, choć niereligijny

W czwartkowy wieczór dotarła do nas dramatyczna wiadomość o zamachu w Nicei. Nie niepokojony przez nikogo mężczyzna wjechał ciężarówką pełną broni w tłum świętujący rocznicę zdobycia Bastylii. Zabił ponad 80 osób, w tym dwie Polki, marzące o podróży dookoła świata. Media, jak zwykle, szybko skoncentrowały się na ukryciu religijnych i kulturowych powiązań zamachowca. Choć islamista, to jednak „niereligijny”. Wreszcie okazało się wręcz, że na nicejskim molo ludzi mordowała ciężarówka.

Dla polskiego rządu nicejski dramat stał się okazją do zaostrzenia i tak już niemieszczącego się w samobójczych europejskich standardach przekazu na temat uchodźców, multikulturalizmu i politycznej poprawności. Kiedy Andrzej Duda skupił się na dyplomatycznym i standardowym przekazaniu wyrazów solidarności i współczucia, Mariusz Błaszczak mówił tak, jak chyba od dawna nie mówił w Europie nikt, przynajmniej na tak wysokim stanowisku. Zaowocowało to wściekłością mediów i silnym wzburzeniem polityków opozycji. Tych samych, którzy uważają, że cały czas nie dzieje się nic, co uzasadniałoby zaostrzenie ustawy antyterrorystycznej i kibicują Adamowi Bodnarowi, który z pozycji RPO zaskarżył jej przepisy do Trybunału Konstytucyjnego. Dodajmy, że są to dokładnie te przepisy, które mogłyby uchronić nas przed podobnym do nicejskiego dramatem. Tymczasem we Francji w czasie stanu wyjątkowego w tłum wjechała ciężarówka, uprzednio zatrzymana przez policję, która nie uznała nawet za stosowne jej przeszukać, zadowalając się informacją kierowcy. Nie sposób uciec od myśli, że przepisy o stanie wyjątkowym bardziej przydały się do zmiany prawa pracy niż zapewnienia ludziom minimum bezpieczeństwa.

Dziś, choć znów słychać nieliczne głosy rozsądku, politycznie poprawna narracja dominuje. Tak jakby nie stało się zupełnie nic. Flagi, kredki i okolicznościowo ozdobione zdjęcia profilowe w portalach społecznościowych mają powstrzymać fanatyków z bronią. Nic dziwnego, że wypowiedź ministra Mariusza Błaszczaka, podawana w krytycznym tonie przez zachodnie media, budzi zupełnie inną, niż oczekiwana, reakcję czytelników. „Mister Blaszczak” ma szanse stać się dzięki ostatnim swoim słowom jednym z bardziej lubianych na Zachodzie polskich polityków.

Turcja się przewraca

O tureckim przewrocie nie wiemy nawet, czy pisać to słowo zwyczajnie, czy jednak w cudzysłowie. Największym wygranym okazuje się bowiem prezydent Erdoğan, przy okazji zaś rośnie rola islamu i wpływy Rosji w regionie. Recep Erdoğan w tydzień po szczycie NATO decyduje się na nieprzyjazne gesty wobec Amerykanów. W Turcji trwają prześladowania buntowników, a także, chociażby, sędziów, którzy nie brali udziału w zamieszkach. Przywódca z Ankary umacnia swoją władzę poprzez masowe aresztowania. Europa, która na chwilę tylko przestała pochylać się nad Polską, wyraża zadowolenie z przywrócenia w Turcji ładu konstytucyjnego. Milczy też Komisja Wenecka, choć Turcja, jako członek Rady Europy, podlega jej jurysdykcji.

Dla nas to doświadczenie podwójnie cenne. Z jednej strony pokazuje nam coś, o czym wiedzieliśmy wcześniej, ale chyba nie w postaci tak jaskrawej – nierówność wobec tylko w teorii obowiązujących standardów. Z drugiej – daje nam prawo do zadawania głośnych pytań, gdy wszystko wróci już (jeżeli w ogóle wróci) w utarte koleiny. Tu poniżanie i torturowanie ludzi, podrzynanie gardeł, tu zaś ustawy, przyjmowane przez większość parlamentarną. Na co zwracacie uwagę, panowie i panie, co was niepokoi? Martin Schulz cieszy się, że „Turcja wróciła do praworządności”. Wreszcie – nasi rodzimi obrońcy demokracji, którzy przez te kilka godzin – kiedy wydawało się, że mamy do czynienia z buntem autentycznym i mającym szanse powodzenia – zaczęli jawnie zastanawiać się, czy u nas wojsko mogłoby zrobić to, co nie udaje się opozycji. „Czy lud broniłby Kaczyńskiego jak Erdoğana?” – pyta w „Polityce” Adam Szostkiewicz i choć w tekście stwierdza, że żadnego puczu u nas nie będzie, tytuł idzie w świat. Porównania prezesa PiS do prezydenta Erdoğana są bardzo częste. Czy pozostaną w dobrym tonie, jeśli po stronie tego ostatniego jednoznacznie opowiada się „stara Europa”?

Trzy sprawy, teoretycznie ze sobą niezwiązane. W tle dwóch niewyraźnie majaczy Rosja, w dwóch widać również kwestię islamską. I jeden wniosek: o pewnych rzeczach dziś warto mówić jedynie wprost i nie oglądając się na polityczną poprawność. Jedynie wtedy zostaniemy wysłuchani.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Francja #Turcja

Krzysztof Karnkowski