Jeden z ważniejszych sporów, trwający we współczesnej cywilizacji Zachodu, to konflikt o prymat pomiędzy dwoma wartościami –
wolnością i niepodległością (w przypadku stabilnych, zasobnych krajów, których niepodległość nie jest przez nikogo podważana, możemy użyć wymiennika – bezpieczeństwo).
W należycie funkcjonującym świecie to para bliźniąt syjamskich – wolność opiera się na niepodległości, a ta jest wynikiem wolności obywateli. Sęk w tym, że wspomniany świat był dawno temu i raczej nieprędko wróci, toteż trzeba wybierać. Zdecydować się na priorytet.
Rozmaite pięknoduchy atakują władze USA za działania po 11 września 2001 r. Rzeczywiście, ograniczono prywatność ludzi, wprowadzono inwigilację, wobec terrorystów nie zawsze przestrzega się „praw człowieka”.
Tyle że przeciętny Amerykanin woli być podsłuchiwany na okrągło, zwłaszcza gdy nie ma nic do ukrycia, niż wyparować po eksplozji bomby nuklearnej lub zakończyć rejs lotniczy na 60 piętrze nowojorskiego wieżowca.
Dramatyczny rozbrat między zwolennikami wolności a niepodległości zarysował się w Polsce w ostatnim półroczu. Próby wzmocnienia państwa i usprawnienia jego funkcjonowania zderzyły się z protestami licznych grup, podnoszonymi w imię wolności. (Dlaczego źrenicą tej wolności ma być akurat Trybunał Konstytucyjny, dalibóg nie wiem, może po prostu nic lepszego nie było pod ręką).
Można powiedzieć – nic nowego, historia się powtarza. W dawnej Rzeczypospolitej XVII i XVIII w. wolność uznawano za wartość najwyższą. Wszelkie próby reform utrącano jako jej zagrażające. Znaczna część targowiczan w swoim mniemaniu była patriotami, a poseł Suchorzewski naprawdę był gotów zabić własnego syna, byle tylko powstrzymać uchwalenie Konstytucji 3 maja. Otrzeźwienie przyszło po 2. i 3. rozbiorze.
Wolność wygrała, tyle że zabrakło państwa, w którym mogła się zrealizować. I wszyscy trafili pod carski knut!
Dziś stawką jest nasza suwerenność w Europie Narodów lub status landu w hybrydzie, będącej połączeniem IV Rzeszy i VI Republiki. Czy zachowamy nasz obyczaj, wiarę, tradycję?
I dlatego wolę Mariusza Kamińskiego o godz. 6 rano, Macierewicza w skórzanym płaszczu i Ziobrę z sądami 24 godziny na dobę niż Petru ze Schetyną, wypędzających mnie na obowiązkową Paradę Równości.
Najpierw zagwarantujmy sobie bezpieczny dom, a o resztę zadbamy sami.
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski