Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

​Za te pieniądze lepiej nie będzie

W powszechnym odczuciu polska służba zdrowia uchodzi za największą bolączkę naszego kraju i siedlisko wielu patologii.

W powszechnym odczuciu polska służba zdrowia uchodzi za największą bolączkę naszego kraju i siedlisko wielu patologii. Mało kto niestety zwraca uwagę na główną przyczynę jej podstawowych słabości, jaką jest dramatyczne niedofinansowanie.

Służba zdrowia jest łatwym obiektem krytyki. Po pierwsze, jej obszar dotyka tak delikatnej materii, że w zasadzie każdy błąd może być sprawą życia lub śmierci. Każdy ma więc w zanadrzu mnóstwo bulwersujących przykładów, których zawsze można użyć czy to w materiale telewizyjnym, czy w zwykłej dyskusji, by wykazać jej nieudolność. Po drugie kwoty, które na nią przeznaczamy, w liczbach bezwzględnych robią wrażenie – budżet NFZ-etu w 2016 r. to ok. 70 mld zł – tym bardziej, jeśli należymy do tej części Polaków, która płaci pełne składki, co większość z nas solidnie odczuwa w domowym budżecie. Nie chcę tu negować czasem absurdalnie długich kolejek czy karetek, które nie dojechały na czas, lecz jedynie wskazać, że bolączki naszej służby zdrowia nie wynikają z jakiejś szczególnej nieudolności systemu, lecz głównie z powodu braku pieniędzy. Bo te 70 mld zł to w 38-milionowym kraju kwota wyjątkowo niewielka.

Gorzej niż w Rosji

Najnowsza edycja raportu OECD Health At Glance 2015 pokazuje, że od lat nic się nie poprawia. Publiczne wydatki na służbę zdrowia w stosunku do PKB należą w Polsce do najniższych na świecie i wynoszą 4,5 proc. PKB. Odstajemy wyraźnie nie tylko od średniej OECD (6,5 proc.), ale też od krajów regionu – Węgrzy wydają na publiczną służbę zdrowia 5 proc. PKB (te 0,5 pkt proc. różnicy dałoby dodatkowe 8,65 mld zł), Słowacy 5,5 proc., a Czesi 6 proc. Narody, które mają jedne z lepszych na świecie systemy opieki medycznej, wydają jeszcze więcej – Francuzi 8,5 proc, a Szwedzi nawet 9. Co ciekawe, publiczne wydatki na służbę zdrowia są dużo wyższe niż w Polsce nawet w krajach, które publicznej służby zdrowia nie mają – np. w Szwajcarii wynoszą 7 proc. PKB, a w USA 8 proc. Państwa te jedynie częściowo finansują generalnie prywatną służbę zdrowia, by wesprzeć np. najuboższych i seniorów, a i tak wydają na ten cel z budżetu więcej w stosunku do PKB niż Polacy, którzy z publicznych środków zamierzają zaspokoić potrzeby zdrowotne całego społeczeństwa.

Skala wydatków

Gdy przyjrzymy się ogólnym wydatkom na pacjenta, wygląda to jeszcze gorzej. Nawet uwzględniając parytet siły nabywczej, Polska wydaje na jednego pacjenta de facto najmniej w cywilizowanym świecie – 1530 dol. rocznie. Według OECD za nami są jedynie kraje rozwijające się (np. Indie, Indonezja, Kolumbia) oraz Łotwa. Przed nami są nie tylko Węgrzy (1719 dol.), Słowacy (2010) i Czesi (2040), ale nawet Rosjanie (1653 dol.) czy Chilijczycy. Nie mówiąc o wspomnianych Francuzach (4124), Szwedach (4904) czy Amerykanach (8713 dol.). Średnia dla OECD to 3453 dol. na pacjenta rocznie. Gdybyśmy natomiast nie uwzględnili parytetu siły nabywczej (co w wypadku opieki medycznej nie jest błędem, gdyż w tym obszarze wiele leków czy sprzętu trzeba kupować na rynku globalnym), to wypadamy wręcz dramatycznie. Według raportu Bloomberga Most Efficient Health Care 2015 wydajemy na jednego pacjenta ledwie 895 dol. rocznie, Słowacy 1454 dol., Czesi 1367, a Węgrzy 1056. Co ciekawe, pod względem efektywności wydatkowania tych środków wypadamy dużo lepiej niż wymienione kraje – Polska zajmuje 23. miejsce na 55 krajów, Czechy 26. miejsce, Słowacy 40., a Węgrzy 43. Znajdujemy się między Finlandią a Kanadą, wyprzedzając m.in. Niemcy (32. miejsce).

Cały tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Piotr Wójcik