Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

​Godność i sprawiedliwość

W ubiegłym tygodniu niemal równocześnie mogliśmy zapoznać się z dwiema decyzjami polskich sądów, decyzjami, które skupiają w sobie w symboliczny sposób całą patologię polskiego wymiaru sprawie

W ubiegłym tygodniu niemal równocześnie mogliśmy zapoznać się z dwiema decyzjami polskich sądów, decyzjami, które skupiają w sobie w symboliczny sposób całą patologię polskiego wymiaru sprawiedliwości. Zygmunt Miernik, który rzucił tortem w sędzię prowadzącą sprawę Czesława Kiszczaka, skazany został na karę 10 miesięcy pozbawienia wolności. Komunistyczny zbrodniarz zaś w więzieniu nie spędził ani jednego dnia. W Żywcu natomiast o wiele niższe wyroki w zawieszeniu usłyszało kilku uczestników gwałtu zbiorowego, wśród których znalazł się syn miejscowego działacza PSL-u.

Zachowanie Miernika, niezależnie od tego, czy uznamy je za dopuszczalne, czy nie, jest wyrazem desperacji. I jako takie powinno być rozpatrywane, tymczasem w uzasadnieniu sędzia Agnieszka Komorowicz stwierdza, że „oskarżony musi sobie wreszcie uświadomić, że popełnianie przestępstw nie popłaca i takie zachowanie musi się spotkać z adekwatną reakcją prawnokarną”. Kiszczak odszedł więc jako architekt Okrągłego Stołu, który, gdyby nie umarł w niewygodnym dla rządzących okresie przedwyborczym, doczekałby się fety podobnej do tej, z jaką żegnano Jaruzelskiego, tymczasem doprowadzony do ostateczności Miernik jest dla sądu wyrachowanym, wymagającym resocjalizacji przestępcą.

Rzucenie tortem w sędzię, której działania grupa działaczy skupionych wokół Adama Słomki uznała za przyczynę bezkarności Kiszczaka, jest widocznie zbrodnią większą niż gwałt na nastolatce. Syn lokalnego prominenta i jego koledzy mogą więcej niż dawny opozycjonista czy dziewczyna, która pojawiła się niewłaściwego dnia na niewłaściwej imprezie.

Bajkowscy nie celebryci

Sądy od wielu lat nie są ostoją sprawiedliwości, stanowią zaś fundament opartego na nierówności wobec prawa ustroju III RP. O bezwzględnych karach za drobne wykroczenia wynikłe z biedy, o odbieraniu dzieci z tej samej przyczyny napisano już bardzo wiele tekstów. Równocześnie można znaleźć wiele spraw o odszkodowania, w których dobre imię i święty spokój celebrytów wyceniano wielokrotnie wyżej niż ludzkie życie i zdrowie. Sprawa rodziny Bajkowskich, w którą w swoim czasie zaangażowany, jako krakowski poseł, był Andrzej Duda, czy sprawa odebrania dzieci małżeństwu Bałutów z Niska bulwersowały całą Polskę, jednak nie doprowadziły instytucji prawa do choćby cienia refleksji. Nie inaczej działo się w sprawach bezpośrednio dotykających wielkiej polityki. Wszyscy pamiętamy skazanie Mariusza Kamińskiego przez sędziego Wojciecha Łączewskiego czy sprawę Ryszarda Milewskiego z Gdańska, sędziego tak skorego do pomocy ówczesnemu premierowi w sprawie Amber Gold.

Prominentni przedstawiciele środowiska prawniczego swoje udane życie w III RP rozpoczęli od uniknięcia dekomunizacji. Środowisko, według Adama Strzembosza, oczyścić miało się samo, co, jak wiemy, nigdy nie nastąpiło. Sędziowie znani z procesów politycznych nadal wydawali wyroki, przez ten czas wychowując pokolenie swoich następców. Wybitni obrońcy z czasów PRL u zyskali nowych klientów, tym razem związanych z mafią. Rozpoczęto kampanię na rzecz złagodzenia przepisów, w myśl zasady, że odstraszać ma nieuchronność, a nie surowość kary. To właśnie w obliczu sprzeciwu wobec tego stanu rzeczy rozpoczęła się wielka społeczna popularność Lecha Kaczyńskiego, którego poglądy sytuowały w opozycji do większości środowiska prawniczego. Kaczyński, postrzegany jako szeryf, stał się najpopularniejszym ministrem w rządzie Jerzego Buzka, zdobyty zaś wówczas kapitał społeczny spożytkował, zakładając rządzącą dziś Polską partię, która nie przypadkiem otrzymała nazwę Prawo i Sprawiedliwość.

Zainteresowani status quo

Polityczne wybory Zbigniewa Ziobry nie zawsze były zrozumiałe dla wyborców PiS u, jednak jego powrót na stanowisko ministra sprawiedliwości został przyjęty z dość dużym optymizmem. Również ponowne połączenie funkcji ministra i prokuratora generalnego daje nadzieje na przynajmniej częściowe uzdrowienie sytuacji w wymiarze sprawiedliwości. Oprócz spraw obronności czy demografii jest to jedna z kluczowych i wymagających zmiany dziedzin. Jej obecny stan budzi sprzeciw, który jest w stanie wygenerować mocny ruch społeczny, a ten – w zależności od rozwoju sytuacji – może obrócić się na korzyść lub niekorzyść rządu. Nadzieje na uporządkowanie teorii i praktyki prawa stały się podstawowym paliwem dla PiS u. Trzeba pamiętać, że kilkanaście lat później to na spektakularnej i przekraczającej wszelkie znane dotąd granice krytyce sądów swoją popularność budował Zbigniew Stonoga, który swoją szansę utracił, kiedy walkę z wymiarem sprawiedliwości zamienił na chaotyczną i totalną wojnę z Prawem i Sprawiedliwością oraz prawicowymi mediami.

Z drugiej strony, obrońcy dotychczasowego porządku III Rzeczypospolitej bardzo lubią opierać się na autorytecie prawników – głównym bastionem oporu przeciw zmianom czyniąc Trybunał Konstytucyjny, a jego symbolem – Andrzeja Rzeplińskiego. Trybunał cieszy się „spontanicznym” wsparciem uczelnianych rad wydziałów prawa, stowarzyszeń prawników i wszelkich możliwych instytucji, które przez wiele lat nie reagowały na żadne ze wspomnianych patologii. Wręcz przeciwnie – wzmacniały chore układy i autoryzowały je za pomocą własnego samozadowolenia. Nic dziwnego, że poważna część tej grupy zawodowej zainteresowana jest utrzymaniem status quo.

Cały tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski