Już pięć miesięcy po katastrofie smoleńskiej Donald Tusk został powiadomiony, że Rosjanie w trumnie prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego złożyli zwłoki innej osoby – ustaliła „Gazeta Polska”. O zamianie ciał dowiedziały się też wtedy komisja Millera i Naczelna Prokuratura Wojskowa. Mimo to informacji tej nie przekazano bliskim prezydenta, a ekshumację świadomie zablokowano.
– To skandal, jestem oburzony... O tym, że mogą być jakiekolwiek nieprawidłowości w identyfikacji prezydenta Kaczorowskiego, jego bliscy dowiedzieli się dopiero jesienią 2012 r. Czyli tuż przed ekshumacją. Wcześniej nikt nawet nie zwrócił się do rodziny z informacją o tym, że ciała zostały zamienione – mówi „Gazecie Polskiej” Gniewomir Rokosz-Kuczyński (prezes Europejskiego Centrum Młodzieży i Rozwoju Demokracji Lokalnej – instytucji pozarządowej współpracującej z kancelarią rezydującego w Londynie prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego – red.).
– Jeżeli naczelny prokurator wojskowy wiedział o błędnej identyfikacji już we wrześniu 2010 r. i przez następne dwa lata nie podjął żadnych działań wyjaśniających, to z pewnością można mówić o niedopełnieniu obowiązków służbowych. To samo dotyczy przedstawicieli rządu. Nie widzę też żadnego usprawiedliwienia dla niepoinformowania rodziny prezydenta Kaczorowskiego o możliwej zamianie ciał – komentuje prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Już 24 września 2010 r. do najważniejszych osób w polskim rządzie trafiła wiadomość, która powinna stanowić zwrot w badaniu katastrofy smoleńskiej. Jerzy Bahr, ambasador w Moskwie, powiadomił mianowicie polskie władze (w oficjalnym piśmie), że ciało znajdujące się w trumnie prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego należy do kogoś innego. Informacja – jak stwierdził – była wiarygodna.
Jak ustaliła „Gazeta Polska”,
Bahr dowiedział się o zamianie ciał od Piotra Litwiszki, ówczesnego naczelnika Wydziału Międzynarodowej Współpracy Prawnej Komitetu Śledczego przy rosyjskiej Prokuraturze Generalnej. To właśnie ten rosyjski prokurator (obecnie rzecznik Komitetu Śledczego) poinformował go, że „badanie DNA nie potwierdziło, iż szczątki złożone do trumny prezydenta Kaczorowskiego rzeczywiście do niego należą”. Litwiszko dodał ponadto, że „kilka innych próbek DNA również nie potwierdza, że ciała złożone do trumien są tymi ofiarami, które zostały zidentyfikowane przez rodziny ofiar”.
Rosyjski prokurator mówił Bahrowi, że rodziny mogły niewłaściwie zidentyfikować ciała „pod presją czasu i emocji”. Dodawał jednak, że to Rosjanie mogli pozamieniać próbki DNA, rzekomo „z powodu silnej presji na wydanie zwłok stronie polskiej”.
Dlaczego Kreml postanowił przekazać polskim władzom wiadomość, która uderzała w wiarygodność Moskwy? Według ustaleń „Gazety Polskiej” Bahr stwierdził, że Litwiszko zdecydował się na to, gdyż Rosja „spodziewała się wybuchu dużego skandalu związanego z ekshumacją zwłok ofiar”.
Skandal jednak nie wybuchł. Polski rząd zatuszował sprawę, nie powiadamiając o zamianie zwłok ani opinii publicznej, ani – co szczególnie haniebne – bliskich prezydenta Kaczorowskiego. Przez długi czas w bulwersujący sposób blokował też sprawę ekshumacji ciał, której domagały się rodziny smoleńskie.
I rzecz najbardziej szokująca. Bahr już 24 września 2010 r. informował Tuska, że zdaniem Moskwy „niezbędna będzie ekshumacja kilku zwłok i ponowne przeprowadzenie badań DNA”. Innymi słowy: Rosjanie w poufnych rozmowach z polskim ambasadorem – w obliczu skandalu – dopuszczali możliwość ekshumacji, mimo że wcześniej zabronili przecież Polakom otwierać zalutowane trumny. Ale rząd Tuska był tak służalczy wobec Moskwy i tak gorliwy w tuszowaniu sprawy, że zamiast dokonać ekshumacji, zamiótł aferę pod dywan.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.
Źródło: Gazeta Polska
Grzegorz Wierzchołowski