Dziś mija rocznica jednej z największych bitew Powstania Styczniowego. Zakończyła się ona wyjątkowo krwawą rzezią i spaleniem miasta. Przypominamy wstrząsający przebieg tych wydarzeń.
17 lutego 1863 r. pod Miechowem miała miejsce jedna z większych bitew Powstania Styczniowego. Niestety, fatalne błędy krakowskiego dowódcy sił zbrojnych Apolinarego Kurowskiego przyczyniły się do sromotnej klęski powstańców i rzezi miasta.
Kurowski był przekonany, że Miechów nie będzie dobrze obsadzony i że łatwo go zdobędzie. Jednak o planowanym napadzie mówiono w całym Krakowie, a już 15 lutego Kazimierz Girtler napisał w swoim pamiętniku:
„Głoszą, że powstanie rzuci się na Miechów, że już od dawna ma ten zamiar”.
Rosjanie wzmocnili więc załogę i zdołali się przygotować na nadejście powstańców. Nad ranem rozpoczęły się walki w mieście, Polacy dostali się krzyżowy ogień karabinowy ukrytych na strychach, pomieszczeniach klasztornych i domach Rosjan. Nie pomogli nawet żuawi śmierci pod dowództwem Rochebrune’a, którzy w szaleńczym ataku na bagnety wyrywali zaskoczonym Rosjanom karabiny z rąk.
Klęski dopełniła szarża kawalerii wymuszona na dowódcach przez Kurowskiego, niemająca żadnych szans na zmianę przebiegu bitwy. Na ulicach Miechowa zginęło wielu młodych ludzi – studentów i gimnazjalistów krakowskich walczących w oddziale Kurowskiego. Straty liczone są na ok. 200 zabitych i rannych bezpośrednio w bitwie.
Wielu rannych i ukrywających się zostało w dniach następnych wyłapanych przez okolicznych chłopów i dostawionych Rosjanom – płacono po 5 rubli za martwego, i po 10 za żywego powstańca.
„Mężny francuz Rochebrun, dowódca żuawów dokazujący cudów waleczności bez szabli, gołemi rękami wyszedł nietknięty. Ale jego żuawi wrócili strasznie przerzedzeni. Z całego oddziału liczącego 150 dzielnych ludzi wycofało się za miasto zaledwie kilkunastu. Poczciwiec, gdy zobaczył garstkę swych zuchów, zakrył twarz rękami i rzewnie zapłakał…”.
(z „Opisu sporządzonego w Miechowie w 1915 r.”)
Żołnierze z rozbitego oddziału ojcowskiego przedzierali się, jak kto mógł, w stronę Krakowa.
Natomiast bezbronni mieszkańcy zostali wydani na pastwę szalejących rosyjskich żołdaków.
„Pod wpływem wódki i bezkarnego rozpasania, dzika krew carskich opryszków rozgrzewała się coraz bardziej: od rabunków doszło do ohydnych wstrząsających mordów i krwawej rzezi. Kłóto bagnetami, rąbano szablami i zabijano kolbami tych którzy nieszczęśliwym wypadkiem się nawinęli lub schować w stanie nie byli. Leżących rannych powstańców sromotnie dobijali”.
(z „Opisu sporządzonego w Miechowie w 1915 r.”)
Nawet oficerowie, drżąc ze strachu przed dzikością swych podwładnych, pozamykali się w domach. Wreszcie podpalono miasto i nie pozwalano gasić pożaru, który trwał trzy dni. Przez cały ten czas rosyjscy żołnierze rabowali, co się dało.
Poległych powstańców znoszono do wielkiego dołu po wapnie wykopanym na cmentarzu niedaleko od wejścia.
Tragiczna klęska krótkiej kampanii Apolinarego Kurowskiego wstrząsnęła opinią publiczną Krakowa i całej Galicji, o strasznych losach Miechowa pisano w prasie zagranicznej.
Źródło: miechow.iap.pl,zamonit.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
MŁ