Kilka tygodni temu na łamach liberalnej prasy jeden z postępowych publicystów wystosował apel, by Episkopat nie karał parlamentarzystów deklarujących się jako katolicy ekskomuniką, za popieranie ustaw jawnie sprzecznych z prawem bożym (przyznajmy szczerze, niektórym by się to naprawdę należało).
Hierarchia kościelna zachowała się w tej sprawie rzeczywiście bardzo łagodnie ograniczając się jedynie do ogólnego napomnienia. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że wiara w naszym kraju wykorzystywana jest przez ludzi, którzy na ogół nie mają nic z nią wspólnego, w sposób instrumentalny. Tak w zdecydowanej większości było i jest z parlamentarzystami Platformy Obywatelskiej.
Przed wyborami jeżdżą do samego papieża, lecz gdy poparcie Kościoła jest zbędne w ich polityce nie ma miejsca na klauzulę sumienia czy te wskazania które wyznaczają nam tradycyjne wartości moralne. Z rozbawieniem więc przyjąłem, jak to określono, „inicjatywę grupy wiernych”, by 6 sierpnia w dniu zaprzysiężenia Andrzeja Dudy odprawić również mszę świętą dziękczynną za prezydenturę Bronisława Komorowskiego. W oparciu o wiedzę, która wypłynęła o nim podczas kampanii prezydenckiej, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Msza Święta dziękczynna bez wątpienia jest mu potrzebna. Najbardziej jednak za to, że jego kadencja na szczęście dobiegła już końca.
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Jacek Szpakowski