Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Reportaż z Mławy: Czy policja boi się pogromu?

Próbuję dowiedzieć się, czy policja interesuje się tym, co dzieje się wokół „Body Clubu” i romskiego półświatka. – Oni wolą nic nie widzieć. Chcą mieć spokój.

Filip Rdesiński
Filip Rdesiński
Próbuję dowiedzieć się, czy policja interesuje się tym, co dzieje się wokół „Body Clubu” i romskiego półświatka. – Oni wolą nic nie widzieć. Chcą mieć spokój. Kiedy doszło do morderstwa Łukasza, nasz lokalny komendant miał podobno nerwowo nie wytrzymać i poszedł na urlop czy chorobowe. Oni tu się panicznie boją, że może dojść do nowego pogromu Cyganów. Dlatego tak dziwnie zachowywali się przez pierwsze dni. Próbowali całą sprawę wyciszyć – mówi nam jeden z mieszkańców Mławy.

Do śmierci dziennikarza z Mławy mógł się przyczynić romski półświatek. Dziwne zachowanie policji w tej sprawie może tłumaczyć strach przed nowym „pogromem mławskim”. Tak wynika z relacji mieszkańców miasta. Jest sobotnie, pochmurne przedpołudnie. Stoję na Starym Rynku w Mławie, niewielkim mieście na pograniczu województw mazowieckiego i warmińsko-mazurskiego. Obserwuję, jak z okolicznych uliczek wyłaniają się kolejne grupki mieszkańców ubranych na czarno. Suną zadumane w kierunku ulicy 18 Stycznia. Na samym jej końcu zaczyna się wzgórze cmentarne. Biorę ze sobą aparat fotograficzny, dyktafon i udaję się za nimi. Przed wejściem na cmentarz stoi tablica na nekrologi. Tego dnia wisi na niej tylko jedna klepsydra. Widnieje na niej nazwisko Łukasza Masiaka. Dokładnie tydzień wcześniej jego tragiczna śmierć wstrząsnęła całą Polską.

Zginął za pisanie prawdy?

Łukasz Masiak, mławski dziennikarz i wydawca lokalnego portalu informacyjnego, został brutalnie zamordowany 14 czerwca w jednym z tutejszych klubów. Natychmiast pojawiło się domniemanie, że jego śmierć związana była z wykonywanym przez niego zawodem.

Przez ostatni tydzień niewiele jednak w tej sprawie zdołano ustalić. Wiadomo, że około godz. 2 w nocy bawiący się w kręgielni Planeta Łukasz Masiak udał się do toalety. Za nim do tego samego pomieszczenia wszedł Bartosz Nowicki, 29-letni instruktor sztuk walki. Kiedy Nowicki wyszedł z toalety, znaleziono w niej nieprzytomnego dziennikarza ze zmasakrowaną głową. Pomimo szybkiej i intensywnej reanimacji nie udało się go uratować.

Następnego dnia w mediach pojawiło się wiele teorii dotyczących przyczyn tej zbrodni. Jak do tej pory żadna z nich nie została potwierdzona. Reporterzy sugerowali m.in., że Łukasz Masiak mógł zostać zamordowany w związku z czterema poruszanymi przez niego tematami dziennikarskimi. Pierwszy miał dotyczyć biznesu prowadzonego przez jednego z parlamentarzystów. Drugi – śmiertelnego wypadku, do jakiego doszło dwa i pół roku temu w Mławie. Dziennikarz opisywał m.in. liczne nieprawidłowości w śledztwie prowadzonym w tej sprawie. Trzeci związany był z pobiciem, do jakiego miało dojść podczas seminarium nt. sztuk walki. Odbywało się ono w budynku mławskiej pływalni. Czwarty temat związany był z miejscowym środowiskiem romskim.

Sugestie reporterów dotyczące motywów zbrodni skupiały się na ewentualnej zemście za zbytnią dociekliwość i ujawnianie miejscowych skandali przez Łukasza Masiaka. Policja natomiast była innego zdania. Funkcjonariusze nie zatrzymali podejrzanego. Mimo że nie znali szczegółów zbrodni i nie mieli wyników sekcji zwłok, natychmiast orzekli, że przyczyną morderstwa była kłótnia między dziennikarzem a Bartoszem Nowickim. Taką wersję podawano przez pierwsze dwa dni od chwili morderstwa. Takie stanowisko było o tyle dziwne, że Masiak składał wcześniej na policji doniesienia o próbach zastraszania go w związku z jego dziennikarską działalnością. Rok wcześniej został nawet pobity i spryskany gazem przez nieznanych sprawców. Dopiero trzy dni po śmierci Masiaka, kiedy reporterzy nie pozostawili suchej nitki na policjantach, ci oficjalnie przyjęli, że wersja morderstwa z zemsty za pisanie niewygodnej prawdy nie jest wykluczona. Co ciekawe, równie długo czekali oni na wydanie nakazu zatrzymania domniemanego mordercy.

Bezkompromisowy dziennikarz

Nie czekając na pojawienie się kolejnych teorii i domniemań, próbuję dowiedzieć się prawdy o tej zbrodni od mieszkańców Mławy. Jest kilka minut po godz. 10. Po schodach prowadzących do kościoła św. Wawrzyńca stojącego na szczycie cmentarnego wzgórza wspinają się powoli pierwsi żałobnicy. Świątynne mury zapełniają się bardzo szybko. Jeszcze przed rozpoczęciem oficjalnej uroczystości pogrzebowej brakuje miejsc stojących przed samym kościołem. Tylko nieliczni trzymają w rękach kwiaty. Rodzina prosiła bowiem, żeby zamiast nich wesprzeć „Kwestę dla Igi Rudnickiej”, ośmioletniej dziewczynki chorej na raka mózgu. W akcję pomocy dla niej zaangażowany był przed śmiercią Łukasz Masiak. Przybywający na pogrzeb szybko zapełniają puszki trzymane przez starsze kobiety. Moje pierwsze próby rozmów z mieszkańcami nie przynoszą żadnych istotnych informacji. W ich oczach widać natomiast strach i nieufność. Jedyne, co się przewija we wszystkich wypowiedziach, to uznanie dla dziennikarza. To był uczciwy i dobry chłopak. Zawsze pisał prawdę – słyszę z ust młodej dziewczyny. – Był bezkompromisowy, całkowicie bezkompromisowy – mówi przejęta starsza kobieta.

Byłem tego dnia w kręgielni

Nieco zrezygnowany w pewnym momencie dostrzegam dwóch mężczyzn w średnim wieku, którzy przysiedli na jednym z nagrobków, tuż za kościołem. Po wymianie kilku zdań niższy z mężczyzn unosi czarne sportowe okulary. – A Pan to pewnie dziennikarz. Z jakich mediów? – pyta mnie, przenikliwie spoglądając w oczy. – Z „Gazety Polskiej” – odpowiadam. – Bo wie Pan, po tej śmierci, to tyle głupot dziennikarze powypisywali. Że niby Łukasz afery z jakimś politykiem opisywał i dlatego to się stało. Kompletna bzdura – mówi, a przytakuje mu kolega. Namawiam więc obu mężczyzn na szczerą rozmowę. – Wie Pan, ja byłem w kręgielni tego wieczoru, tylko wyszedłem jeszcze przed północą. I widziałem grupę, w której był ten Bartek. Ich tam wtedy ze czternastu było – opowiada mężczyzna. – A to duży klub? Dużo osób tego wieczoru było w środku? – dopytuję. – Nie, ta kręgielnia jest mała. Tam wtedy mogło być wszystkich ze 30 osób. Ci Cyganie to była największa grupa tego wieczoru. Łukasz natomiast siedział sam czy z jakimś jednym kolegą – mówi mężczyzna. Zdziwiony pytam więc, jak to się stało, że morderca siedział z Cyganami, skoro wcześniej media i policja podawały, że chłopak imprezował z grupką kolegów ćwiczących wspólnie kickboxing. – Tych Cyganów to tam ze trzech, czterech było, ale to jedna ekipa. I żaden tam wielki kickboxing. Oni to głównie ćwiczą to MMA, walki w klatkach – opowiada.

Według jego relacji część środowiska romskiego, stanowiąca lokalny półświatek, od lat bierze pod opiekę młodych chłopaków, trenuje ich, a następnie tym najlepiej rokującym na przyszłość załatwia w Wielkiej Brytanii udział w walkach MMA. Romowie nie tylko są promotorami młodych mławian, ale też wciągają ich w podejrzane interesy, m.in. związane z rozprowadzaniem narkotyków i dopalaczy. Miejscem, z którego pozyskują narybek, ma być miejscowa siłownia i klub fitness „Body Club” przy ulicy Sportowej. Na filmach z tego miejsca zamieszczonych w internecie zobaczyć można m.in. Bartosza Nowickiego w koszulce z logo „Body Club”. Pomaga on w wyciskaniu sztangi Markowi Nowickiemu, swojemu ojcu. Co ciekawe, filmik w sieci zamieściła osoba o nicku „lukmas83”, składającym się z pierwszych liter imienia i nazwiska zamordowanego dziennikarza oraz roku jego urodzin.

– Ten Bartek był znajomym Łukasza. On dopiero wrócił z zagranicy. I ci Cyganie podkręcali go tego wieczoru na Łukasza. Podobno mieli mówić, że Łukasz zalecał się do jego narzeczonej. Tylko że ci Cyganie to od dawna nie lubili go za to, że pisał o nich w złym świetle. Robił wokół nich za dużo szumu, a tego nie chcieli – opowiada mój rozmówca. Dodaje przy tym, że morderca nie sięgał nigdy po mocny alkohol, ponieważ nie lubił pić. Tego wieczoru jednak był mocno pijany. – Jeśli jeszcze dorzucili mu jakiś dopalacz lub inny proszek i odpowiednio podkręcili, to później mógł w tej toalecie kompletnie odlecieć – tłumaczy mężczyzna. – Wiesz, ten mój kumpel sanitariusz, wiesz który? – tu mój rozmówca zwraca się do swojego kolegi. – On był przy sekcji Łukasza. I mówił mi, że czaszkę to miał całkowicie przemieloną. To nie mogło być od jednego ciosu. Wyglądało tak, jakby skakał mu po tej głowie. – Szkoda gadać. Ja tego Bartka pamiętam jak był jeszcze młody. Miał trudne dzieciństwo, ale wydawało się, że wyjdzie na ludzi. No a teraz dwie rodziny zniszczone i taka trauma – odpowiada drugi z mężczyzn.

Strach przed pogromem

Próbuję dowiedzieć się, czy policja interesuje się tym, co dzieje się wokół „Body Clubu” i romskiego półświatka. – Oni wolą nic nie widzieć. Chcą mieć spokój. Kiedy doszło do morderstwa Łukasza, nasz lokalny komendant miał podobno nerwowo nie wytrzymać i poszedł na urlop czy chorobowe. Oni tu się panicznie boją, że może dojść do nowego pogromu Cyganów. Dlatego tak dziwnie zachowywali się przez pierwsze dni. Próbowali całą sprawę wyciszyć – opowiada wyższy z mężczyzn.

W 1991 r. w Mławie doszło do kilkudniowych zamieszek. Impulsem do ich wybuchu był wypadek, jaki spowodował romski kierowca. Przejechał on na pasach młodego żołnierza i dziewczynę. Chłopak zginął, a dziewczyna doznała ciężkiego urazu psychicznego. Mieszkańcy Mławy w zemście włamywali się do romskich domów, niszczyli je i wyrzucali z okien cały dobytek. Wielu Romów w tym czasie wyjechało z miasta lub ukrywało się w domach zaprzyjaźnionych polskich rodzin przeciwnych agresywnym reakcjom sąsiadów. – Policja teraz boi się, że to wszystko może wrócić. Prokurator, który badał morderstwo Łukasza, miał podobno straszyć policjantów, że już jacyś narodowcy namawiają się na forach internetowych przeciwko Cyganom. Dlatego chcą sprawę wyciszyć – tłumaczy mój rozmówca. – O, widzi pan? Tu na tym pogrzebie to jest ich z piętnastu z Mławy, po cywilnemu. Znam ich gęby, to panu mówię. A ilu jeszcze jest nie stąd? – mówi drugi z mężczyzn. – Widziałem radiowozy zaparkowane pod cmentarzem – zagaduję. – No właśnie. Oni tu przecież nie spodziewają się złapać tego Bartka. Chłopak już dawno jest w Wielkiej Brytanii lub w Niemczech u swojego brata – tłumaczy niższy z mężczyzn. – A ja słyszałem, że w Rosji – odzywa się drugi. – Bzdura. Przez granicę miałby się przedzierać, jak na Zachodzie granic nie ma. Takie plotki to po mieście rozsiewają jego koledzy, żeby nie można go było złapać – odpowiada mu kolega.

Zmowa milczenia

Po uroczystości pogrzebowej próbuję zdobyć jeszcze jakieś informacje od osób opuszczających cmentarz. Udaję się też w okolice kręgielni i pięknego parku im. Dąbrowszczaków, nazywanego Salonem Mławy. Większość mieszkańców nie chce jednak dzielić się żadnymi informacjami. Wyglądają na zastraszonych. Najbardziej wystraszeni wydają się wtedy, kiedy pytam o drogę do „Body Clubu”. Najczęściej wówczas uciekają, machają ręką, że nic nie powiedzą lub mówią, że nie są stąd.

Pod „Body Clubem” zaczepia mnie jeszcze starszy mężczyzna zainteresowany tym, dlaczego robię zdjęcia. Opowiada, że był przełożonym w pracy ojca Łukasza, który zmarł osiem lat temu. Mówi, że Mława to małe miasto, a Łukasz swoimi tekstami podpadł tu wielu środowiskom. – Wtrącał się w najdrobniejsze sprawy. Zawsze jednak pisał prawdę – mówi starszy pan.



fot. Filip Rdesiński
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Filip Rdesiński