Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Pilny nakaz chwili

Próba podboju przez Rosję Mołdawii oraz wciągnięcie do wojny sprzymierzonej z nami w ramach NATO Rumunii to scenariusz, który powinniśmy rozważać na serio.

Próba podboju przez Rosję Mołdawii oraz wciągnięcie do wojny sprzymierzonej z nami w ramach NATO Rumunii to scenariusz, który powinniśmy rozważać na serio.

Informacje o zdobyciu przez wywiad ukraiński rosyjskich planów wojennych, dotyczących podboju lewobrzeżnej Ukrainy w ciągu 15 dni są tylko jednym z możliwych – jak się wydaje, już nieaktualnych – scenariuszy wojennych, dotyczących moskiewskiej agresji w Europie Środkowej. Wśród rozpatrywanych ewentualności znajdują się także potencjalne operacje prowadzone przez Kreml przeciw państwom bałtyckim, z wykorzystaniem licznej, szczególnie w Estonii i na Łotwie, mniejszości rosyjskojęzycznych kolonów, osiedlonych tam wbrew prawu międzynarodowemu w latach okupacji sowieckiej.

Nas to też dotyczy

Możliwe są też scenariusze ataku na Polskę – czy to wynikające z założeń manewrów rosyjskich Zapad 2009 i 2013, czy z operacji typu „Iwaniszwili” – tzn. rakietowo-lotniczo-cybernetycznego. Byłoby to krótkie uderzenie na polskie centra państwowo-decyzyjne, infrastrukturę krytyczną, komunikacyjną i telekomunikacyjną z załamaniem funkcjonowania niezbędnych usług publicznych (takich jak dostawa wody i energii). Wszystko to w celu zademonstrowania Polakom bezradności ich państwa i jego osamotnienia. NATO w ciągu 2–3 dni takiej operacji nie zdążyłoby zareagować. Chodziłoby też o przekonanie Polaków do wyboru „rozsądnego rządu, umiejącego współpracować z Rosją”.

Rzadziej dyskutowane są w Polsce scenariusze południowe – tzn. te, które rysowane są w związku z możliwą rosyjską ekspansją wzdłuż ukraińskiego wybrzeża Morza Czarnego. Próba podboju Mołdawii oraz wciągnięcie do wojny sprzymierzonej z nami w ramach NATO Rumunii. Przyjrzyjmy się im zatem, pamiętając, że rozmawiamy o tym, co być może, co jest wyobrażalne, a nie o tym, co będzie, co z pewnością się wydarzy. Odgadywanie przyszłości jest hazardem. Analitycy zajmujący się bezpieczeństwem wojskowym muszą jednak rozpatrywać scenariusze czarne, a nie różowe po to, by móc się przygotować do odparcia ewentualnych zagrożeń. Podjęcie stosownych przygotowań zmniejsza bowiem prawdopodobieństwo, iż owe „czarne proroctwa” się ziszczą.

Meandry historii

Rumunia powstała w latach 1859–1862 z unii dwóch istniejących od średniowiecza hospodarstw (księstw) – Mołdawii i Wołoszczyzny. Zanim do tego doszło, Mołdawia, leżąca między Dniestrem a Karpatami, której historyczną stolicą była Suczawa, a potem Jassy (dziś w Rumunii) utraciła w 1812 r. na rzecz Rosji Besarabię – ze stolicą w Kiszyniowie. Zjednoczona Rumunia odzyskała ją w 1918 r. i utraciła ponownie w 1940 r. wskutek paktu Ribbentrop-Mołotow. W północnej części podbitych przez ZSRS obszarów utworzono Mołdawską SRR, łącząc ją z dzisiejszym Naddniestrzem, skrawek południowy (Budziak) włączono zaś do Ukraińskiej SRR. Kraj cierpiał terror, wywózki i wojnę, niczym kresy II Rzeczypospolitej.

Dzisiejsza Mołdawia to fragment Besarabii położony zasadniczo między Dniestrem a Prutem. 31 sierpnia 1989 r. rusyfikowany od 50 lat kraj uczynił pierwszy krok ku niepodległości, wracając do alfabetu łacińskiego, zakazanego po sowieckim podboju. 27 kwietnia 1990 r. nad budynkiem parlamentu w Kiszyniowie zawisła rumuńska (!) flaga. 23 czerwca 1990 r. ogłoszono suwerenność (wyższość praw republikańskich nad sowieckimi), a 27 sierpnia 1991 r. niepodległość od ZSRS.

Zamrożony konflikt

2 marca 1992 r., w dniu, gdy Mołdawia została przyjęta do ONZ-etu, Rosja, używając najemników, kozaków i 14. Armii Gwardyjskiej, wszczęła wojnę, w której wyniku „pomagając lokalnej samoobronie w walce przeciw mołdawskim faszystom”, oderwała od tego kraju Naddniestrze. Moskwa podnieciła także separatyzm Gagauzów (ludu pochodzenia tureckiego) mieszkających na pograniczu Mołdawii i Budziaku, grożąc powtórzeniem w tym rejonie scenariusza naddniestrzańskiego. Rozejm z 21 lipca 1992 r. zakończył walki. Wojska rosyjskie pozostały jednak w Naddniestrzu „dla monitorowania zawieszenia broni”. Przyjęte przez Rosję na szczycie OBWE w Stambule w 1999 r. zobowiązanie do ich wycofania, pozostało na papierze. Odtąd nieuznawana przez nikogo republika naddniestrzańska – mafijne państwo pod protektoratem Kremla, żyjące z przemytu broni, kobiet i narkotyków, trwa na lewym brzegu Dniestru i na przyczółku w okolicach Bender, szachując możliwością odmrożenia konfliktu wszelki poważny ruch Mołdawii na Zachód.

Rosnąca presja na bezbronny kraj

W lutym 2014 r. Moskwa roznieciła znów separatyzm gagauski, doprowadzając do dwóch pozakonstytucyjnych referendów, w których głosujący poparli orientację na Rosję i status autonomiczny regionu z opcją niepodległości w razie zjednoczenia Mołdawii z Rumunią lub jej wejścia do UE. W listopadowych wyborach w Mołdawii w 2014 r. Kreml usiłował zrealizować scenariusz „Iwaniszwili”, tyle że bez wojny na wzór rosyjsko-gruzińskiej z 2008 r. i poniósł fiasko. Mos­kwa próbowała wypromować partię mołdawskiego „biznesmena” Renato Usatii, który zrobił majątek w Rosji i z okazji wyborów został „repatriowany” do kraju pochodzenia z subsydium 400 tys. euro. Władze w Kiszyniowie zdelegalizowały jednak jego ugrupowanie za przyjęcie finansowania z zagranicy (tzn. z Rosji). Kreml wszczął więc kampanię zastraszania Mołdawii. Rozpoczęto manewry w Naddniestrzu i zagrożono wyrzuceniem z Rosji 500 tys. pracujących tam Mołdawian. W marcu 2015 r. mołdawski minister obrony Viorel Cibotaru oświadczył, że w obliczu zagrożenia rosyjską wojną hybrydową kraj byłby bezbronny. Mołdawia na zbrojenia wydaje 0,25 proc. PKB – w tym roku daje to śmieszną kwotę 21,5 mln dol. Jakikolwiek rosyjski atak „zielonych ludzików” (o oficjalnym starciu z armią rosyjską nie ma nawet co pisać) czy to z Naddniestrza, czy w formie „powstania” w Gagauzji, doprowadziłby więc do szybkiego zniszczenia państwowości mołdawskiej. Jedynym ratunkiem dla Kiszyniowa byłaby pomoc Rumunii.

Rumuńskie scenariusze

Wojna na Ukrainie zmusza Bukareszt to przygotowania się na trzy możliwe scenariusze uwikłania Rumunii w ewentualny konflikt w Mołdawii: 1) wojnę hybrydową w Gagauzji – na wzór rosyjskiej agresji w Donbasie; 2) atak sił naddniestrzańskich na Mołdawię; 3) atak rosyjski na ukraińską Odessę z wykorzystaniem sił i terytorium Naddniestrza. Konflikt może więc wybuchnąć czy to wskutek wszczęcia przez Rosję osobnej akcji przeciw Mołdawii, czy też wplątania tej ostatniej w wojnę ukraińską w sytuacji ataku rosyjskiego na Odessę, prowadzonego ze wschodu wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego na kierunku Mariupol-Krym-Odessa lub desantu morskiego od południa, względnie koncentrycznego połączenia obu wariantów z uderzeniem wiążącym siły ukraińskie wyprowadzonym z Naddniestrza. Operacja ta odblokowałaby rosyjską komunikację wojskową z Naddniestrzem, właśnie odciętą przez Ukrainę i doprowadziła zapewne także do opanowania Budziaku – południowej części Besarabii, łamiąc w ten sposób barierę Dniestru i wystawiając Mołdawię na atak nie tylko ze wschodu – z Naddniestrza, ale i z południa oraz otwierając drogę do leżącej na granicy z Budziakiem, łatwej do zbuntowania Gagauzji. Mołdawianie, stając w obliczu rosyjskiego podboju, zapewne zwróciliby się do Bukaresztu o wsparcie. Wystąpienie przeciw „zielonym ludzikom” czy Naddniestrzu, w sytuacji oficjalnego utrzymywania przez Mos­kwę tezy, że wojna w Mołdawii prowadzona jest przez lokalne samoobrony i Kreml nie ma z tym nic wspólnego, byłoby politycznie możliwe, a odrzucenie prośby ginących Mołdawian o ratunek politycznie kosztowne dla rządu w Bukareszcie z uwagi na nastroje rumuńskiej opinii publicznej. Granica między wojną z „prorosyjskimi terrorystami” a wojną z Rosją byłaby jednak iluzoryczna i szybko mogłaby zniknąć. Rumunia jest jednak członkiem NATO i nie tylko dla Bukaresztu decyzja o wsparciu Mołdawii w wojnie hybrydowej z Rosją niosłaby ryzyko konfliktu z mocarstwem, ale także dla Moskwy decyzja o oficjalnym uderzeniu na Rumunię byłaby podjęciem ryzyka starcia z całym Sojuszem.

Rumunia się zbroi i liczy na USA

Bukareszt najwyraźniej liczy się z negatywnym rozwojem wydarzeń. Wydatki zbrojeniowe Rumunii na mocy decyzji prezydenta Klausa Iohannisa i zgody wszystkich partii politycznych z 13 stycznia 2015 r. podniesione zostały z 1,36 proc. PKB w 2014 r. do 1,7 proc. w 2015 r., a do 2017 mają osiągnąć 2 proc. i być utrzymywane na tym poziomie przez kolejnych 10 lat, a jeśli to możliwe, podniesione ponad ten wskaźnik. Daje to bezprecedensową dynamikę wzrostu nakładów na obronność w skali całego NATO. Amerykańska obecność wojskowa w Rumunii i jej zwiększanie w Europie Środkowej od państw bałtyckich po Bułgarię napawa otuchą, nie zwalnia jednak z obowiązku przygotowań własnych. Przykład rumuński wart jest więc naśladowania, a wskazanie scenariuszy, do których gotowa powinna być Polska, pilnym nakazem chwili. Jednym z nich powinien być opisany wyżej scenariusz rumuński we wszystkich jego wariantach.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski