Wojciech Czuchnowski, a za nim część dziennikarzy, sugeruje, że artykuł „Wprost” o Kamilu Durczoku jest przekłamany, a do mieszkania jego koleżanki w ciągu miesiąca – od momentu wizyty policjantów na Mokotowie do dnia, w którym dziennikarze tygodnika pojawili się w apartamentowcu – każdy mógł coś podłożyć. Seksgadżety, a przede wszystkim zakazane leki i narkotyki (bo tu tkwi największy problem dla redaktora) walające się po mieszkaniu, w którym przebywał Durczok, mogli wrzucić jego wrogowie lub służby specjalne na czyjeś zlecenie.
Problem w tym, że trudno bronić gwiazdora TVN, gdy on sam się nie broni. Te wątpliwości, świadczące na jego korzyść, byłyby zasadne, gdyby Durczok w poniedziałek rano oznajmił, że nigdy nie widział proszków, zakazanych leków i innych „kompromatów” na oczy, w związku z czym autorzy „Wprost” stali się narzędziem w czyichś rękach. Tymczasem redaktor „Faktów” ograniczył się tylko do formułki:
„To moja sprawa, co tam robiłem”. Gdy jednak w grę wchodzą narkotyki i zakazane leki, a także podejrzenia prowokacji, Kamil Durczok powinien wszystko wyczerpująco wyjaśnić.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wszołek