Wszędzie tam, gdzie stanęła noga sowieckiego żołnierza, Polacy byli represjonowani i mordowani. W katowniach NKWD i UB czerwoni strzelali nam w tył głowy, a następnie zakopywali w bezimiennych dołach. Dziś ofiary są odnajdywane. Około godziny 14 wracaliśmy z pola. Kiedy spojrzałam na dębowy las, miałam przeczucie, że coś złego się wydarzy – Czesława Kasprzak, siostra ostatniego Żołnierza Niezłomnego Józefa Franczaka „Lalka”, wspomina 21 października 1963 r.
„H: Powietrze stoi. Coś w nocy będzie.
LALEK: Co ma być?
H: Burza albo...”
Tak pisał Zbigniew Herbert w dramacie „Lalek”.
Rysopis poszukiwanego:
„
Wzrost ok. 174 cm, ciemny blondyn, włosy szpakowate, lekko łysy, czesze się do góry, oczy niebieskie, czoło wysokie, nos średni lekko pochylony do dołu, twarz owalna, koścista, śniada, [...] mowa grubsza, typowo męska, jest dobrze zbudowany, barczysty, pierś wysunięta do przodu, chód ciężki”.
–
Zawsze był czysty, schludnie ubrany, żadnego brudu za paznokciami. Może dlatego, jeszcze za Niemca, nazwali go „Lalek” – opowiada Czesława Kasprzak. –
Ostatniego dnia założył zielone, prążkowane spodnie i brązową marynarkę, choć na ogół chodził po wojskowemu.
Zmarł po kilku minutach
–
Poznałam go na zabawie w 1946 r. i od razu mi się spodobał. Spotykaliśmy się raz na dwa, trzy miesiące. Na polu, w lesie, czasem u rodziny albo znajomych. Nawet na randki przychodził z pistoletem i granatami – zapamiętała Danuta Mazur, narzeczona „Lalka”, która czekała na niego przez prawie 20 lat. –
Miałam nadzieję, że jeśli przeżyje, będziemy kiedyś razem.
21 października 1963 r. nadzieje prysły. O godzinie 15.40 (większość ubeckich materiałów podaje błędnie godzinę 5.40) „Lalek” został otoczony przez obławę SB i ZOMO tam, gdzie przez 10 lat się ukrywał dzięki pomocy mieszkańców – w Majdanie Kozic Górnych (20 km od Lublina, 8km od Piask).
Ostatnie chwile „Lalka” według UB:
„
Okrążenia zabudowań B [Becia] Wacława s. Jana dokonano z podjazdu przez grupę operacyjną ZOMO składającą się z 35 funkcjonariuszy doprowadzonych do meliny przez dwóch oficerów Służby Bezpieczeństwa. Z chwilą okrążenia zabudowań b. [bandyta] Franczak wyszedł ze stodoły, pozorując gospodarza rozważał możliwość wyjścia z obstawy, a gdy został wezwany do [nieczytelne] chwycił za broń – pistolet, z którego oddał kilka strzałów. W tej sytuacji grupa likwidacyjna ZOMO przystąpiła do likwidacji. Franczak mimo wzywania go do poddania się podjął obronę i wykorzystując słabe punkty obstawy pod osłoną zabudowań wycofał się około 300 m od meliny, gdzie podczas wymiany strzałów został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł”.
–
Kiedy usłyszałam strzały, wyjrzałam przez okno – mówiła mi sąsiadka Beciów Helena Misiura. –
Bałam się o wnuki, które bawiły się przed domem. Zobaczyłam Józka, jak biegł przy naszym płocie. W jednej ręce miał teczkę, w drugiej pistolet. Nagle zachwiał się, złapał pod bok i wyciągnął koszulę ze spodni. Przeskoczył jeszcze przez żywopłot i zaległa cisza. Śmiertelny strzał musiał paść zza lipy. Za chwilę podniosły się krzyki: „Jest, jest”. Ze wszystkich stron, od drogi, z lasu wylegli ludzie. Jedni byli w mundurach i płaszczach, drudzy w kufajkach i po cywilnemu. Potem podjechały 3 samochody i karetka. Myśleliśmy, że to po Józka, ale zabrali jakiegoś zabitego milicjanta.
–
Józek upadł pod naszym domem. Jakiś człowiek podbiegł do niego i darł się, żeby rzucił broń, a on już nie żył – mówi Michalina Misiura, ciotka Heleny. –
Potem pilnował go jakiś milicjant, który bardzo żałował tego, co się stało. Ale przychodzili też sąsiedzi, kopali Józka i pytali: „Może chcesz jabłko albo papierosa?”.
W sekcji zwłok przeprowadzonej przez biegłego lekarza czytamy: „
Rany postrzałowe klatki piersiowej i jamy brzusznej, z następnym uszkodzeniem serca, wylewem krwawym do jamy opłucnej, uszkodzeniem wątroby, przepony i płuca lewego. Biorąc pod uwagę wyniki sekcji zwłok należy przyjąć, że przyczyną zgonu denata była rana postrzałowa serca”.
„Wiecie, kogo zamordowaliście”
„
W wyniku intensywnej pracy operacyjnej w dniach 1821.X.63 r. w dniu 21.X.63r. uzyskano dane, że wymieniony bandyta melinuje w zabudowaniach aktywnego współpracownika we wsi Kozice pow. Lublin. [...] podjęto decyzję przeprowadzenia rewizji w zabudowaniach »BW« [Becia Wacława]. Na ewentualny wypadek gdyby wynik był negatywny, zakładano dokonać rewizji dwóch meliniarzy w tej samej miejscowości dla pozoracji i odwrócenia podejrzeń w odniesieniu do t. w. [tajnego współpracownika] »Michała»”.
TW „Michał” to Stanisław Mazur, stryjeczny brat Danuty, narzeczonej „Lalka”. To on zawiadomił SB, gdzie tego dnia przebywa Franczak. Rodzina przez lata niesłusznie podejrzewała rodzinę Beciów.
Czesława Kasprzak: –
Po pół godzinie przyjechał prokurator [Antoni Maślanko, wiceprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Lublinie]. Milicjanci podświetlili latarkami ciało. Prokurator spytał, czy to „Lalek”. „Przecież wiecie, kogo zamordowaliście” – odpowiedziałam. Maślanko zapewniał, że wyda nam ciało Józka.
O godz. 21 martwego „Lalka” przewieziono do Akademii Medycznej w Lublinie. Został pochowany potajemnie, tak jak jego koledzy z partyzantki, na cmentarzu przy Unickiej. Po czterech dniach, w nocy, rodzina wykopała ciało.
–
Widok był straszny. Józek leżał nagi, bez głowy – opowiada Czesława Kasprzak.
Według ustaleń śledztwa głowa żołnierza została odcięta w celu zbadania jego uzębienia i ustalenia, który z dentystów udzielał mu pomocy, gdy ten się ukrywał. Decyzję o pośmiertnej dekapitacji podjął prokurator powiatowy. „
Powołując się na pismo prokuratury z dnia 24 października 1963 r. i na ustną rozmowę z dr. Iwaszkiewiczem proszę o zdjęcie głowy ze zwłok Józefa Franczaka” – polecił na piśmie.
Marek Franczak, syn „Lalka” i Danuty Mazur, o tym, kim był jego ojciec, dowiedział się dopiero po latach. W Chełmie, gdzie mieszkał, znalazł zatrudnienie w kopalni jako technikmechanik. Kilkanaście lat temu sąd pozwolił mu używać nazwiska Franczak. Teraz odzyskał czaszkę ojca. Dzięki trwającemu niemal 20 lat śledztwu IPN-u odnalazła się w Uniwersytecie Medycznym w Lublinie.
Lublin bez „Lalka”
Ale nie wszystko się udaje. W Lublinie miała ostatnio powstać ulica Józefa Franczaka. Nie powstała: tuż przed Bożym Narodzeniem sąd unieważnił uchwałę rady miasta. Pomysł zablokowało siedem osób i jeden podmiot gospodarczy. Powód? Koszty wymiany dokumentów, których mieszkańcy i tak by nie ponieśli, bo zobowiązała się do tego lubelska Fundacja Niepodległości. Ratuszowi pozostaje jeszcze złożenie skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale nie ulega wątpliwości, że w Lublinie nie chcą ostatniego Niezłomnego.
Los „Lalka” miał podzielić np. Jan Małolepszy „Murat”, komendant poakowskiego, działającego przede wszystkim w Łódzkiem Konspiracyjnego Wojska Polskiego, następca słynnego Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”. „Murat”, skazany przez komunistów na karę śmierci w marcu 1949 r., według oficjalnej wersji zmarł w więzieniu „z przyczyn naturalnych”, prawdopodobnie został jednak zakatowany. Jego zwłoki posłużyły do eksperymentów medycznych.
Mężczyźni, kobiety, dzieci...
Białostocki areszt śledczy, czyli dawne więzienie karnośledcze przy ul. Kopernika. To jedno z lepiej udokumentowanych archiwalnie miejsc egzekucji ofiar białostockiego UB. Tu podczas trwających w ostatnich latach prac ekshumacyjnych odnaleziono szczątki ponad 280 osób.
Z dotychczasowych ustaleń IPN-u wynika, że są to ofiary z lat 1941-1956, czyli zarówno okupacji niemieckiej, jak i sowieckiej. Szczątki odnaleziono wewnątrz (m.in. po skuciu podłogi w pomieszczeniach piwnic i korytarza), jak i na terenie dawnego przywięziennego ogrodu. To kilkadziesiąt jam grobowych. Widać przestrzelone czaszki.
Historycy przyjmują, że są to ofiary egzekucji na terenie więzienia, ale także zmarłe z powodu chorób, głodu czy w wyniku obrażeń (m.in. w czasie śledztw). Komunistyczni mordercy przewozili tu też Żołnierzy Niezłomnych zastrzelonych w potyczkach i obławach na terenie dawnego województwa białostockiego. To, co zaskoczyło naukowców, to szczątki kobiet i dzieci, w tym niemowląt. Ekshumacje będą kontynuowane w tym roku. Po nich ma nastąpić uroczysty pogrzeb.
Można założyć, że w każdym mieście, w którym było więzienie czy areszt NKWD, do dziś gdzieś pod ziemią spoczywają ofiary – takimi „Łączkami” usłana jest cała Polska. Tak jak przy ul. Strzeleckiej 8 na warszawskiej Pradze – dawnej siedzibie gen. Sierowa (to ten odpowiedzialny m.in. za aresztowanie 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego). Szczątki Niezłomnych mogą się znajdować pod garażami, a także w piwnicach, w których zachowały się drzwi z judaszami i liczne inskrypcje wyryte przez więźniów: imiona i nazwiska, daty, kalendarze, kapliczki, zawołania do Boga. Dziś prywatny deweloper przystąpił do likwidacji piwnic, a IPN nie chce podjąć śledztwa w sprawie popełnionych tam zbrodni komunistycznych. To sprawa na oddzielny tekst.
Kryptonim „Lawina”
Przed 20 sierpnia 1946 r. UB opracował „Plan likwidacji »B«” precyzujący działania bezpieki wobec największego niepodległościowego zgrupowania – Narodowych Sił Zbrojnych – na Śląsku Cieszyńskim. W pierwszej kolejności przewidywał on przewiezienie do Gliwic dowództwa zgrupowania, które stamtąd miało sprawować kontrolę nad akcją przerzucenia żołnierzy na Zachód. Szczegółowy plan prowokacji – o kryptonimie „Lawina” – zakładał cztery transporty w pierwszych dniach września. Pierwszy miał objąć kilkunastu żołnierzy, pozostałe – po ok. 40, czyli łącznie ok. 140 osób. Ciężka i długa broń miała być przewieziona w osobnych ciężarówkach. Plan UB przewidywał także umieszczenie w punkcie w Opolskiem uzbrojonej grupy operacyjnej UB, która miała występować „pod płaszczykiem ludzi wyznaczonych przez Okręg Opolski NSZ dla ochrony punktu”. Ostatni etap likwidacji, tzn. rozbrojenie i zatrzymanie, miał nastąpić w czasie snu, po kolacji z alkoholem. Miał się odnosić do wszystkich czterech transportów.
We wrześniu 1946 r. plan został zrealizowany – około stu żołnierzy Henryka Flamego „Bartka”, pod pretekstem przerzucenia na Zachód, zostało wywiezionych na Opolszczyznę i zamordowanych. Dotychczasowe badania prawdopodobnego miejsca tej masowej zbrodni w lasach okolic wsi Barut nie dały rezultatu. Jedyną możliwością odnalezienia Niezłomnych od „Bartka” jest badanie dokumentów zarówno w polskich, jak i zagranicznych archiwach. W ubiegłym roku w całym kraju wolontariusze Fundacji „Łączka” prowadzili zbiórkę pieniędzy na ten cel.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Tadeusz Płużański