PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Michał Drzymała patrzy na poznański Ubekistan

Zabrać Niemcom ich samoloty i zbombardować lotnisko we Frankfurcie – ten wyczyn powstańców wielkopolskich mówi wszystko o tym, czym był kiedyś Poznań.

Zabrać Niemcom ich samoloty i zbombardować lotnisko we Frankfurcie – ten wyczyn powstańców wielkopolskich mówi wszystko o tym, czym był kiedyś Poznań. Dziś już go nie ma, bo o ile romantyczny patriotyzm mógł w innych miastach przetrwać komunę, to ten poznański, pozytywistyczny został rozwalony do zera. Pracę organiczną można było prowadzić za Prusaka, ale nie w PRL.

Wielkopolska tradycja przerwana została na dziesięciolecia, powodując spustoszenia w psychice pokoleń poznaniaków. Dlatego dziś na pozytywistów pozują w Poznaniu pieszczoszki komunistycznej bezpieki, a życie w mieście kształtują karierowicze i miernoty.

Rekonstruktorzy, czyli swoi ludzie

W sobotę w Poznaniu obchodziliśmy 96. rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Spacerując po Starym Rynku i placu Wolności, spotykałem co rusz znajomych i naszych Czytelników wśród ubranych w mundury z epoki rekonstruktorów. Wiadomo, rekonstruktorzy interesują się historią, są patriotami, do tego lubią przygodę, więc to w zdecydowanej większości swoi ludzie.

W rocznicę powstania poznaniak może sobie uświadomić, jak świetnie dobrane są w centrum miasta nazwy ulic, które na co dzień wymieniamy bezrefleksyjnie – Paderewskiego dochodzi do alei Marcinkowskiego, a Taczaka do Ratajczaka.

Skoro jest tak pięknie, to dlaczego jest tak koszmarnie? – ciśnie się na usta pytanie. Gdzie jest dawny, bojowy i skuteczny Poznań, gdy w ostatnich latach trwa nasze szarpanie się o niepodległość Polski i jej osuwanie się w moskiewskie bagno, po Smoleńsku i sfałszowanych wyborach? Dlaczego wyniki wyborów są tu takie, jakie są?

Co komuna zrobiłaby z wozem Drzymały

Rzecz w tym, że dzielnice Polski, w których dominowała romantyczna tradycja patriotyczna, nie przeżyły tak drastycznego jej zniszczenia, jak to, które dokonało się w Wielkopolsce. Romantyczny patriotyzm odradzał się tu dzięki kolejnym zrywom w PRL.

Kolejne poświęcenia, strajki i ofiary, powodowały odżywanie tradycji. Wielkopolski patriotyzm zakładał nieustanną walkę o budowę siły, także ekonomicznej, która pozwoli sięgnąć po niepodległość. Powstanie Wielkopolskie dowiodło, że udało się taką siłę stworzyć.

Dziś w Wielkopolsce lokalny establishment „Kulczykowa”, jak zwykło się mówić o moim mieście, chętnie powołuje się na tradycje pracy organicznej. To rządzący miastem biznes rodem z powstałych w latach 80. pod nadzorem Czesława Kiszczaka firm polonijnych ma być ich kontynuatorem. A wraz z nim poznańskie elity.

Dlaczego jest to jedno z najbardziej bezczelnych fałszerstw w III RP?

Wielkopolscy organicznicy budowali swoją siłę gospodarczą wbrew REPRESJOM okupanta. Wykorzystywali do tego fakt, że Prusy były państwem praworządnym. Dowód: gdy Michał Drzymała nie dostał zgody na budowę domu, kupił wóz cyrkowy i skoro nie był on domem, okupacyjne władze nie mogły mu zabronić zamieszkiwania w nim.

PRL natomiast była państwem bezprawia. Gdyby Drzymała zorganizował swoją demonstrację za komuny, milicja skonfiskowałaby mu wóz, spałowała go, a potem trafiłby do aresztu na Młyńskiej. Zależnie od etapu rozwoju PRL dostałby kulkę w tył głowy, wyrok kilku lat więzienia za próbę obalenia ustroju siłą lub drakońskie kolegium za naruszenie zasad ruchu drogowego.

Wielkopolski Ubekistan zbudował swoją siłę dzięki PRZYWILEJOM uzyskanym od okupanta. Wywodzi się on ze wspomnianych firm polonijnych, w części zakładanych przez samą bezpiekę. W czasach gdy zwykli Polacy stali w kolejkach po mąkę na kartki, biznesmeni owi swobodnie wyjeżdżali za granicę, mając stałe paszporty, a komunistyczne PKO i NBP otwierały dla nich linie kredytowe. Prowadzili intratne interesy dzięki posiadaniu zachodniej waluty, której wartość była wielokrotnie wyższa, niż zakładał to obowiązujący przelicznik.

Dlaczego filozof handlował narzędziami rolniczymi

Pod jakimi tablicami i pomnikami składają dziś kwiaty przedstawiciele establishmentu? Kilka nazwisk spośród tych najświetniejszych, których życiorysy dalekie są od przypisywanego im stereotypu.

Hipolit Cegielski, doktor filozofii, autor podręcznika gramatyki greckiej i książki „Nauka poezji” działalnością gospodarczą zajął się dlatego, że Niemcy uniemożliwili mu nauczanie polskiego i języków starożytnych. Dlaczego? Podczas powstania z 1846 r. odmówił władzom szkoły przeprowadzania kontroli mieszkań uczniów. Pozbawiony środków do życia otworzył sklep z narzędziami rolniczymi, który rozwinął w fabrykę.

Karol Marcinkowski, doktor medycyny, porzucił prywatną praktykę chirurga i ginekologa, by bić się w Powstaniu Listopadowym. Zasłużył na Virtuti Militari, a potem na… los wygnańca. Uczestnik romantycznego powstania postanowił wrócić do kraju, gdzie najpierw na trzy lata trafił do więzienia. Skoro nie dało rady inaczej, to został zwolennikiem pracy organicznej.

Dezydery Chłapowski też zasłużył na Virtuti Militari walcząc z Rosją u Napoleona. Tyle że gdy uznał, iż Napoleon odpuścił sobie Polskę, zbuntował się – wbrew własnym interesom. To wtedy w rodzinnej Turwi zajął się gospodarką.

Prawda, że to życiorysy podobne do życiorysów Jacka Jaśkowiaka, Ryszarda Grobelnego, jak również biznesmenów Jana Kulczyka, Wojciecha Kruka oraz Henryka Judkowiaka – majora SB, wieloletniego szefa Wielkopolskiego Klubu Kapitału?

Całość artykułu w "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Piotr Lisiewicz