Mało punktów w klasyfikacji generalnej, słabe skoki i wreszcie kontuzja Kamila Stocha. Tak słabego początku sezonu w wykonaniu polskich skoczków nikt się nie spodziewał. – Zagubiły się te nasze gwiazdeczki – przyznaje prezes PZN Apoloniusz Tajner.
W najbliższy weekend w szwajcarskim Engelbergu zawody numer osiem i dziewięć w tej edycji Pucharu Świata. Jak na razie biało-czerwoni
przyjmują rolę statystów i wypełniaczy konkursów. W pierwszej dwudziestce klasyfikacji generalnej i to na 20. pozycji jest Piotr Żyła z dorobkiem 81 pkt. Ale i tak ma ich więcej niż pozostała piątka razem wzięta. Jan Ziobro, Klemens Murańka, Dawid Kubacki, Maciej Kot i Aleksander Zniszczoł uciułali od kilku do kilkunastu oczek. Stanowczo za mało.
– Zapewniano nas, że plany treningowe były w pełni zrealizowane. Ale sukcesy z minionej zimy trochę stępiły ostrość spojrzenia. Ostrzegałem: nie dajcie się uśpić. Pogubiły się trochę nasze gwiazdeczki, po igrzyskach w Soczi ich głowy za bardzo zaprzątały sprawy związane ze sponsorami i różne spotkania. Teraz dostali zimny prysznic – mówi otwarcie Tajner.
Do tego wszystkiego doszła kontuzja Kamila Stocha.
– Bez lidera skacze się dużo trudniej. Kamil potrafił brać na siebie odpowiedzialność za wyniki całej grupy. Jego dobre skoki wystarczały do tego, by nieco przychylniej patrzeć na występy pozostałych, nawet gdy oni nie radzili sobie najlepiej – podkreśla z kolei Wojciech Fortuna, mistrz olimpijski z 1972 r. z Sapporo.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Oliwa