10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!
Z OSTATNIEJ CHWILI
Rząd Izraela zatwierdził porozumienie z palestyńskim Hamasem w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy oraz uwolnienia zakładników • • •

Wazelina zaprzyjaźnionych mediów. Tusk obwołany przez dwór "prezydentem Unii"

Od dwóch dni tzw. "zaprzyjaźnione" media ogarnęła istna histeria.

arch
arch
Od dwóch dni tzw. "zaprzyjaźnione" media ogarnęła istna histeria. - Panie premierze, wszyscy dziennikarze są za panem - zapewnia Monika Olejnik, a jej koledzy oraz koleżanki poszli jeszcze dalej i w oparach wazeliny wymyślili dla Donalda Tuska tytuł "prezydenta" Europy. Problem w tym, że funkcja którą premier dostał od Angeli Merkel, w dokumentach traktatowych brzmi "przewodniczący Rady Europejskiej".

"Gazeta Wyborcza" na swojej okładce opublikowała hołd Jarosława Kurskiego. Pierwszy zastępca redaktora naczelnego ogłasza, że Tusk został wybrany "na prezydenta Unii", a martwiąc się o sprawy krajowe stwierdza, że w Polsce "następcą powinien być człowiek o wyrazistej osobowości", ale "niestety po latach jego niepodzielnych rządów nie będzie o to łatwo".

- Przeszedł drogę od gdańskiego bowke (urwisa) z robotniczego przystoczniowego podwórka do przywódcy Unii - organizmu o potencjale drugiego obok Stanów Zjednoczonych globalnego mocarstwa - to kolejny fragment hołdu Kurskiego. Cały tekst zatytułowany został "NASZ PREMIER NASZ PREZYDENT", a okładkę zdobi reklama spółki skarbu państwa PGE.



Naczelny "Rzeczpospolitej" Bogusław Chrabota nie chce zostać w tyle. - Chciałbym przypomnieć, że Tusk jest – nie licząc Jana Pawła II – pierwszym Polakiem od czasów jagiellońskich, który wchodzi do polityki światowej, na tak poważnym stanowisku - zachwyca się. Również Michał Szułdrzyński z "Rz", który razem z innymi dziennikarzami wrócił z Donaldem Tuskiem z Brukseli, staje po stronie Tuska i dziwi się, że komuś przeszkadza, by po objęciu przez niego funkcji "przewodniczącego Rady Europejskiej" tytułować obecnego premiera mianem "prezydenta".

Dlaczego tak dużo tych, którzy oburzali się, gdy PO postponowala Lecha Kaczyńskiego, lub gdy ktoś nie nazwie Jarosława Kaczyńskiego premierem, dziś odmawia premierowi Donaldowi Tuskowi słowa "prezydent"? - pyta Szułdrzyński. Odpowiedzi były dość oczywiste:



Skąd jednak pomysł, by tytuł "przewodniczącego" - który wciąż nosi Herman van Rompuy i do grudniu formalnie pełni swoje stanowisko - zamieniać na "prezydenta"? Czy chodzi o kampanię wyborczą w 2020 r., do której jest szykowany Donald Tusk? Jak pisaliśmy na portalu niezalezna.pl, na taśmie ze spotkania rzecznika rządu Pawła Grasia z prezesem Orlenu Jackiem Krawcem, już w listopadzie 2013 r. taki plan był omawiany z premierem.

Na pytanie prezesa Orlenu "co on [Tusk w Polsce - przyp.] tu może jeszcze więcej zrobić?", Graś stwierdził: "Chyba, że wiesz, wraca na prezydenta", dodając że temat przyszłości Tuska w Brukseli był przedmiotem wielu godzin rozmów między nimi.

Tak naprawdę jednak traktat lizboński, "powołujący do życia" stanowisko, które będzie piastować Tusk, jest bezwzględny. Wystarczy spojrzeć w polskie tłumaczenie tego dokumentu, by przekonać się, że "président du Conseil Européen" to nie funkcja prezydenta, jak np. prezydent USA, tylko przewodniczącego:



Tymczasem Konrad Niklewicz, doradca z kancelarii premiera - zwany też potocznie "ministrem propagandy" ze względu na swoje oddanie Platformie Obywatelskiej - złapany został na tym, że gdy tę samą funkcję pełnił Herman van Rompuy: nazywał go "przewodniczącym", gdy jednak kanclerz Merkel oddała ją Tuskowi: zaczął go tytułować "prezydentem".

 



Źródło: niezalezna.pl

mak