- Moja mama po 42 latach pracy w szpitalu dostała 1600 zł odprawy, a prezes kontrolowanej przez państwo spółki po 19 dniach miał dostać 700 tysięcy - grzmiał Donald Tusk jeszcze kilka lat temu. Polityk, który, jak przyznał Paweł Graś, wstawił kolegę do PGE tylko dla kilkumilionowej odprawy, wzywał w 2005 r. do "Pełnej Odpowiedzialności", w ten sposób rozwijając skrót PO. Dziś te słowa brzmią jak przykry żart.
Gdy w 2005 r. trwała kampania wyborcza i Donald Tusk chciał zostać prezydentem Polski, a dla swojej partii zdobyć władzę - obiecywał wiele, a najwięcej w kwestii standardów demokratycznych, uczciwości władzy. To wszystko pod hasłem
"taniego państwa" i walki z politykami wyzyskującymi obywateli.
"Nie pozwolimy innym politykom nałożyć kagańca na obywateli. My, ja, Platforma Obywatelska nałożymy kaganiec władzy, bo taka powinna być kolej rzeczy i taki jest nasz cel. (...) Politycy powinni przede wszystkim i to jest zadanie dla Platformy Obywatelskiej, powstrzymać się od okradania ludzi z ciężko zarobionych przez nich pieniędzy" - to słowa obecnego premiera i lidera PO z konwencji krajowej tej partii z czerwca 2005 r. Zlot partyjny odbył się pod hasłem... Pełna Odpowiedzialność.
Temu hasłu towarzyszył spot, który dziś jest ponurym żartem. To materiał, którego Tusk z pewnością nie chciałby obecnie oglądać. -
Napatrzyłem się na ludzi władzy, którzy myślą, że wszystko im wolno. Których pazerność nie zna granic. Ale dziś mówię z całą powagą: koniec z ich przywilejami. Weźmiemy za to odpowiedzialność - mówił Donald Tusk.
ZOBACZ SPOT "PEŁNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ"
Źródło: niezalezna.pl
sp