Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Wybieram, sprawdzam, odrzucam, głosuję

Związek NSZZ „Solidarność” ogłosił sukces swojej przedwyborczej kampanii „Sprawdzam polityka”.

Związek NSZZ „Solidarność” ogłosił sukces swojej przedwyborczej kampanii „Sprawdzam polityka”. Jak się okazuje, najwięcej spośród kandydatów do europarlamentu utracili ci, na których profile na www.sprawdzampolityka.pl było najwięcej wejść. Spośród 13 osób pokazanych na billboardach podczas tej akcji aż 7 nie zdobyło mandatu do Parlamentu Europejskiego.
 
Statystyki w tym wypadku się nie mylą. Ze wstępnych analiz powyborczych wynika, że im większe było zainteresowanie profilem kandydata: PO, PSL, Polski Razem czy partii Palikota na stronie SprawdzamPolityka.pl, tym gorszy był jego wynik w wyborach.

Spośród politycznych gwiazd i gwiazdeczek europosłami nie zostali m.in.: były wicepremier Jacek Rostowski, którego profil obejrzało prawie 10 tys. osób (w głosowaniu otrzymał 32 514 głosów), Kazimierz Kutz – odpowiednio prawie 8 tys. wejść (20 426 głosów), Mariusz Grad – 3769 wejść (5207 głosów), Jarosław Gowin – aż 12 382 wejścia (40 699 głosów), Krystyna Szumilas – ponad 7200 wejść (zaledwie 9021 głosów). Najbardziej spektakularną klęskę jak się wydaje poniósł jednak John Godson, uzyskując zaledwie 7882 głosów, a wejść na jego stronę było aż 10 336.

Owoce informacji

Jak się okazuje, zależność ta potwierdziła się także w drugą stronę. Im mniej wejść na stronę, tym lepszy wynik polityka. I tak na przykład wynik Bogdana Zdrojewskiego, którego profil nie wzbudził większego zainteresowania – tylko 3052 wejść przy bardzo dobrym wyniku 162 426 głosów. Słabo sprawdzono także profil Barbary Kudryckiej – tylko 4708 wejść (61 418 głosów), Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz – 3512 wejść (66 419 głosów), Adama Szejnfelda – 4623 wejść (69 852 głosów) czy Dariusza Rosatiego – 5433 wejść (84 686 głosów).

Zdaniem szefa Solidarności Piotra Dudy nie ma najmniejszych wątpliwości, że na wynik ten miała duży wpływ właśnie strona SprawdzamPolityka.pl. Również pobieżne powyborcze analizy świadczą o tym, że pomysłodawcom kampanii udało się wreszcie wypromować skuteczne narzędzie kontroli wyborców nad politykami, którzy, mówiąc bardzo delikatnie, w swoich przedwyborczych obietnicach mijali się z prawdą. Twórcy strony, która istnieje już od 2012 r., podkreślają, że z wyborów na wybory obserwuje się coraz większe zainteresowanie nią. Wydaje się więc, że zamierzony skutek został osiągnięty. Podczas zaledwie trzech tygodni kampanii do europarlamentu (od 5 do 25 maja) zarejestrowano prawie 2 mln odsłon www.sprawdzampolityka.pl. Jak komentuje ten fakt specjalnie dla „Gazety Polskiej Codziennie” rzecznik związku Marek Lewandowski, to całkiem niezły wynik, biorąc pod uwagę to, że w wyborach do europarlamentu uczestniczyli głównie wyborcy bardzo świadomi. Zdaniem rzecznika internetowa kampania do eurowyborów była tylko nieśmiałą próbą tego, co będzie nas czekało podczas wyborów do parlamentu w przyszłym roku. Już w tej chwili nawiązano szerszą współpracę z innymi portalami o podobnych profilach. Zapowiada się więc ostra walka polityczna, co ciekawsze, na fakty, a nie tylko na puste przedwyborcze deklaracje.

Niewygodna akcja

Nawet krytycy, którzy ostro wypowiadali się o stronie SprawdzamPolityka.pl, przyznają, że w perspektywie najbliższego okresu rola internetu jako medium społecznego będzie wzrastała. Po prostu wyborcy stają się coraz bardziej wybredni i nie zadowalają się już pustosłowiem. Co ciekawe, jak się okazuje, większość wejść na stronę zanotowano głównie wśród internautów z dużych miast. W tym 24 proc. z Warszawy. Niewiele mniej z Krakowa i Wrocławia. Potwierdza to opinię, że wyborcy są zdeterminowani, by ich kandydat coraz bardziej odpowiadał faktycznie ich rzeczywistym poglądom, a nie kolorowemu obrazkowi na billboardzie czy w telewizji. Marek Lewandowski zwraca uwagę jeszcze na jeden fakt, który świadczy o tym, że kampania odniosła zamierzony skutek. Mianowicie kompletne przemilczenie istnienia tej strony przez media głównego nurtu oraz tygodniki opinii. Jak zaznacza, obmyślając tę akcję, brano pod uwagę różne konsekwencje – także na przykład wytaczanie procesów przez urażonych kandydatów na europarlamentarzystów. Okazuje się, że nic takiego nie miało miejsca. Żaden z negatywnie pokazanych polityków nie zdecydował się na kroki prawne. Najprawdopodobniej bano się, że procesy takie zrobią niepotrzebną reklamę całej tej akcji. Rzecznik Solidarności zaznacza także, że poza pierwszymi dniami akcji, gdzie – głównie dzienniki i programy informacyjne – pokazały start kampanii, żadne z mediów tzw. głównego nurtu nie komentowało jej przebiegu. Żaden z tygodników opinii, relacjonując i komentując przebieg kampanii do europarlamentu, ani słowem nie wspomniał o kampanii Solidarności.

Cały tekst w weekendowej "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jacek Szpakowski