Działaczka pro-life Mary Wagner została skazana na 9 miesięcy więzienia za naruszanie „stref ochronnych” wokół klinik aborcyjnych. Modliła się tam, rozmawiała z kobietami w ciąży i wręczała im białe róże. Wagner wyszła jednak na wolność, ponieważ wcześniej spędziła prawie dwa lata w areszcie – pisze „Gazeta Polska Codziennie”.
Obrończyni życia usłyszała w czwartek, 12 czerwca, wyrok 9 miesięcy więzienia. Jednak natychmiast wyszła na wolność, gdyż spędziła już w areszcie 23 miesiące. Sąd orzekł także wobec niej dwuletni okres próbny i zakaz zbliżania się do klinik aborcyjnych.
Sędzia Fergus O’Donnell wyraził uznanie dla postawy skazanej i wierności wyznawanym wartościom. Mimo to uznał, że musi ją ukarać. Wcześniej odrzucił wniosek o powołanie świadków, którzy złożyliby zeznania na temat człowieczeństwa dziecka przed urodzeniem. Mec. Charles Lugosi przekonywał, że Wagner działała w stanie wyższej konieczności, gdyż broniła ludzi przed zabiciem. Tłumaczył też, że w procesie chodzi o fundamentalne rozstrzygnięcie – czy państwo ma prawo definiować, kogo uznajemy za człowieka, a kogo nie.
Prokurator Tracey Vogel argumentowała z kolei, że sprawę rozstrzygnął precedensowymi wyrokami Sąd Najwyższy. Sprawa odbiła się głośnym echem. Na całym świecie zbierano podpisy pod petycjami o uwolnienie Mary Wagner. Po wyroku obrończyni życia powiedziała, że
mimo trudności, pobyt w więzieniu był owocny. –
Wiele osób jest tam spragnionych Boga i szuka Go. Stale spotykałam kobiety poranione przez aborcję i zachęcałam je do zwrócenia się ku miłosierdziu Boga – wspominała Mary. Jak powiedziała, 80 proc. kobiet, które spotkała za kratami, miało za sobą aborcję i prawie wszystkie tego żałowały.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Jakub Jałowiczor