Narzucona przez USA i Niemcy strategia nieprowokowania sił rosyjskich, którą ostatnio poparła Julia Tymoszenko, jest w interesie Rosji. Gdyby Władimir Putin chciał prowokacji, sam by je zorganizował, np. w postaci sfilmowania przez „naocznego świadka” rozstrzelania kobiet przez żołnierzy w ukraińskich mundurach, a następnie wrzucenia tego materiału do internetu.
Rosja po to straszy interwencją zbrojną – przy udziale mediów zachodnich – aby metodą pokojową opanować południowo-wschodnią Ukrainę i potem wprowadzić tam wojska. W interesie Kijowa leży zdecydowany opór zbrojny. Ewentualna utrata Donbasu grozi całkowitą demoralizacją lub też buntem przeciwko rządowi. Trzeba pamiętać, że lokalne elity ukraińskie boją się, że nie będą mogły nadal kraść, dlatego opowiadają się po stronie Putina. Z kolei zwykli ludzie z południowo-wschodniej Ukrainy boją się reform i upadków nierentownych kopalń sztucznie utrzymywanych z dotacji budżetu centralnego. Gdyby nie prawdopodobny upadek całej Ukrainy na skutek kryzysu psychologicznego, można by uznać, że pozwalając na oderwanie Donbasu, de facto Ukraina uwolniłaby się od wielkiego problemu społecznego i obciążyła nim Rosję.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jerzy Targalski