Na stole może być też ostatecznie coś więcej niż zawieszenie broni, a więc ustępstwa terytorialne Ukrainy. Ogółem obie strony są nastawione pozytywnie po spotkaniu w Dżuddzie. Z kolei Kreml nie sygnalizuje nawet odrobiny elastyczności. Donald Trump mówił o możliwych sankcjach wymierzonych w Rosję. Wygląda to więc tak, że Ławrow gra USA na nosie, a Trump frustrację wyładowywał do pewnego stopnia na stronie ukraińskiej. Ostatecznie administracja USA może więc zostać postawiona przez stronę rosyjską przed szatańskim wyborem: albo Afganistan jak za Joego Bidena, albo Wietnam jak za Lyndona Johnsona. Czyli: albo upokorzenie, albo eskalacja bez strategii wyjścia. Nikt do końca nie wie, co w takich okolicznościach wybierze obecny gospodarz Białego Domu. Wiadomo natomiast, że ma trudny charakter, a miłość łatwo zamienia się u niego w niechęć. Niewykluczone, że doczekamy jeszcze czasów, kiedy w oczy zajrzy nam widmo eskalacji nuklearnej. Wszystko przez to, że przed negocjacjami nie zadbano o to, by stronę rosyjską wystarczająco „zmiękczyć”.