Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!
Z OSTATNIEJ CHWILI
Obywatel Ukrainy Serhij S. skazany na 8 lat więzienia za przygotowywanie w Polsce dywersji na zlecenie rosyjskich służb • • •

Dlaczego bronię towarzyszki Kotuli. Witold Gadowski z przymrużeniem oka

Czy jak pani minister – w swoim uroczym, czerwonym kubraczku – tańczyła w Sejmie magiczny taniec wolności, to miało znaczenie, czy robi to jako magister filologii angielskiej, czy też w roli współczesnej La Pasionarii pozbawionej naukowego (przestarzałego i trącącego seksizmem) tytułu naukowego?

Katarzyna Kotula
Katarzyna Kotula
Tomasz Jędrzejowski - Gazeta Polska

Polskie media cały czas żyją bzdurami podnoszonymi do rangi wydarzeń, a dzieje się tak dlatego, że skutecznie owe bzdury przykrywają tematy, którymi powinna żyć opinia publiczna w rzetelnie informowanym społeczeństwie. Tak jest z kłamstwami pani minister do spraw równości w rządzie Donalda Tuska.

Pani Katarzyna Kotula w kwestionariuszu dotyczącym swojego wykształcenia podała, że posiada tytuł magistra filologii angielskiej, i wybuchła wielka dyskusja. Jednak spór nie dotyczy standardów życia publicznego i ich zgodności z faktami oraz normami etycznymi, tylko samego faktu straszliwego kłamstwa pani minister.

Chciałbym zatem stanąć w obronie anielskowłosej pani Kotuli – z punktu widzenia rządu Tuska i jej własnej wiosennej formacji nie uczyniła niczego nagannego. Ot, po prostu czuła się posiadaczką tytułu magistra i tak zeznawała, a że nie było to zgodne z faktami… Mój Boże, a „zielony ład”, 57 płci, koncepcja komunistycznej homo-Europy mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością?

Problem polega na rozbiciu zasady powszechnego respektowania zasad etycznej przyzwoitości jako kategorii działania w sferze publicznej. Przyzwoitość polega na głoszeniu poglądów i sądów mających konkretne odniesienie do obiektywnie istniejącej rzeczywistości. Kiedy uznajemy, że „naszym” wolno bardzo dużo, a wobec „nie naszych” należy wyszukać lub stworzyć kompromitujące ich okoliczności i łże-zdarzenia. Jednym słowem, nieważna jest obiektywna prawda, a istotne są jedynie okoliczności poboczne. Inna rzecz, że przy rozbiciu klasycznej definicji prawdy jako zgodności opisów i sądów z obiektywnie istniejącą rzeczywistością trudno dziś o jednoznaczną ocenę działań osób publicznych. Co z tego, że ktoś kłamie, skoro jest przekonany o tym, że w jego subiektywności właśnie to kłamstwo jest prawdą. Skoro lewicowcy upierają się, że istnieje prawda relatywna i kontekstualna, a obiektywne istnienie jednej prawdy to jedynie prawicowo-faszystowski przesąd, to teraz niech ktoś pierwszy z admiratorów nowych reguł rzuci kamieniem w uroczą panią Kotulę. Pani minister uznała, że jest magistrem, poczuła się magistrem, dlaczego więc teraz czynić jej zarzut z takich dupereli jak to, że nie ma to żadnego odniesienia do faktów? Grunt przecież, że pani Kotula jest po właściwej stronie księżycowej mocy i pała żarem do uczynienia wokół podobnego – jak u niej w łepetynie – porządku. Z jej punktu widzenia problem polega jedynie na tym, że ciągle jest wokół nas wiele osób, które niezgodność opowieści ze zdarzeniami oburza i kwalifikują ją jako ordynarne kłamstwo – ot, małostkowi mieszczanie, których należy poddać odpowiedniej moralno-filozoficznej tresurze. W świecie pani Kotuli istnieje pojęcie świętej racji i świętego oburzenia. To pierwsze zarezerwowane jest dla osób wyznających jej mesjanistyczno-proletariacki punkt widzenia na świat, a drugie przeznaczone jest przede wszystkim dla tych, którym ciągle odbijają się w myśleniu schematy straszliwego, tradycyjnego widzenia rzeczywistości. Czy myślicie, że jak pani minister – w swoim uroczym, czerwonym kubraczku – tańczyła w Sejmie magiczny taniec wolności, to miało znaczenie, czy robi to jako magister filologii angielskiej, czy też w roli współczesnej La Pasionarii pozbawionej naukowego (przestarzałego i trącącego seksizmem) tytułu naukowego? Już za samą intelektualną finezję tego tańca należało przyznać pani Katarzynie Kotuli dożywotni tytuł magistra honoris causa i usadzić ją obok posiadacza „wielu profesur i doktoratów”, legendarnego Lecha Bolesława Wałęsy.

Odczepcie się od promiennej pani ministry i zabierzcie się za rzeczywiste wady naszego życia publicznego, takie jak choćby niesprawiedliwe dzielenie – przez naturę? – urodą, które sprawia, że wiele zasłużonych towarzyszek, kipiących wprost żądzami pani Kołłątaj, nie jest w stanie ich zrealizować z powodu szowinizmu i konserwatywnej estetyki męskich, faszystowskich jednostek.

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski