Okazuje się, że cenzura w mediach społecznościowych, o której w przestrzeni publicznej jest coraz głośnej, nie wystarczy. Dr Katarzyna Bąkowicz, członek rządowej komisji ds. badania rosyjskich wpływów kierowanej przez Jarosława Stróżyka, poszła o krok dalej. - W Niemczech za opublikowanie komentarza np. na platformach społecznościowych, który jest mową nienawiści, kłamstwem albo jest dezinformacją, jest możliwość wyrzucenia człowieka z pracy - stwierdziła Bąkowicz z przekonaniem.
Ostatnimi dniami temat "cenzury" podbija medialne nagłówki. O ograniczeniu wolności słowa użytkowników serwisów społecznościowych zrobiło się szczególnie głośno po tym, jak na antenie nielegalnej TVP Info, z ust pracownicy padła "propozycja", co do wyłączenia platformy X w Polsce - na czas kampanii prezydenckiej.
Przypominamy pomysł Doroty Wysockiej-Schnepf:
Wypowiedź ta wywołała ogromne poruszenie w sieci, a internauci dali znać wprost, co sądzą o takich zapędach. Padło wiele negatywnych komentarzy, wyrażających sprzeciw wobec autorytarnych zakusów. Bo przecież podstawą demokracji jest wolność słowa.
Sprawdź: Nadchodzi cenzura X? Saryusz-Wolski studzi zapędy - to łamałoby konstytucję
Ministerstwo Cyfryzacji opublikowało projekt nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, który wdraża unijne rozporządzenie - akt o usługach cyfrowych (DSA). Projekt wprowadza procedurę, która ma umożliwić prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) rozstrzyganie, czy zablokować nielegalne treści w internecie, co ma się dziać bez udziału sądu i wiedzy autorów wpisów. Według projektu Prezes UKE będzie wydawał decyzje postępowaniu trwającym od 2 do 21 dni. W ocenie ekspertów cytowanych przez "Dziennik Gazeta Prawna", który jako pierwszy nagłośnił sprawę, procedura jest zagrożeniem dla wolności słowa.
Stanowisko w tej sprawie zajęła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, która stanowczo protestuje przeciwko zapowiedziom ograniczenia wolności słowa w Polsce.
Więcej: Cenzura i walka o wolność słowa w sieci. KRRiT wydała oświadczenie. Zapowiada też konkretne kroki
Nic dziwnego, że temat ten pojawia się w niemal każdej dyskusji prowadzonej w mediach. Tak też stało się na antenie Polsat News, gdzie jednym z uczestników rozmowy była dr Katarzyna Bąkowicz.
Pytana była o kwestię cenzury w sieci. Zdaniem Bąkowicz, Polska powinna wzorować się na Niemczech, gdzie można wylecieć z pracy za... komentarz w mediach społecznościowych.
Problem jest w odpowiedzialności i uwadze. Podam jeden przykład. W Niemczech za opublikowanie komentarza np. na platformach społecznościowych, który jest mową nienawiści, kłamstwem albo jest dezinformacją, jest możliwość wyrzucenia człowieka z pracy.
Swoją myśl kontynuowała w dalszej wypowiedzi. - Niemcy potrafią sobie zbiurokratyzować wszystko, więc to też sobie zbiurokratyzowali. I, niestety, będąc ekspertką ONZ, zaproponowałam takie rozwiązanie w polskim biznesie. Nie zdecydowała się na to ani jedna firma - dodała.
Zapytana o to, co było powodem, Bąkowicz odparła:
Bo się firmy boją. Boją się tego, że będą oskarżane o cenzurę. Boją się tego, że ludzie nie będą chcieli u nich pracować. Przy czym, pamiętajmy o jednej rzeczy. Jeżeli jest przysłowiowy Kowalski, który jest na platformie społecznościowej podpisany, gdzie pracuje, to on cokolwiek pisze, jest po części w wymieniu tej firmy.
W jej ocenie określenie "cenzura" jest "bardzo wykorzystywane do niewłaściwych celów".
Bo gdyby firmy się na to odważyły, to byłby jeden z pierwszych kroków. Nam nie potrzeba wielkich, szumnych instytucji. Nam nie potrzeba ministerstw prawdy. Nam potrzeba po prostu akceptowania i wykorzystywania tych zasobów prawnych, które mamy. [...] A zawsze są ofiary, które są niesprawiedliwe osądzone.
Fragment tej rozmowy poruszył internautów. Pytają oni wprost: "skąd takie osoby się biorą?".