Mistrzowie pędzla lubili temat pokłonu trzech króli. Był pełen symboliki i obfitował w znakomite kontrasty – ubóstwo i prostota stajenki czy groty spotykają się tu bowiem z blaskiem i przepychem władzy świeckiej, która przychodzi do Jezusa, by zgiąć przed Nim kolana. Bo, co ważne: klękają nie tylko pastuszkowie i bydło, klękają także owi mędrcy, magowie, królowie, pokłon oddaje więc władza, nauka, narody i państwa. Od Leonarda da Vinci, przez Giotta, El Greco, po Rubensa, Memlinga i Botticellego – malowali tę scenę najwięksi z największych. Botticelli ukrył w swojej wizji treści rozpoznawalne na pierwszy rzut oka przez współczesnych mu Florentyńczyków: w postaciach składających pokłon rozpoznać można było Medyceuszy. Władza konkretna, namacalna, „miejscowa” – zapatrzona w Chrystusa i oddająca Mu hołd. To, oczywiście, miało odegrać rolę „promocyjną” dla słynnego rodu. Wówczas było to naturalne. Gdybyśmy spróbowali sobie coś podobnego wyobrazić obecnie, rzecz wyglądałaby zapewne absurdalnie, komicznie. Ale z drugiej strony można sobie zadać fundamentalne pytanie: czy obecnie rządzący w Polsce potrafiliby szczerze, prawdziwie pokłonić się Narodzonemu Jezusowi? Nie mówię o gestach wiary, o sprawach osobistych, intymnych, lecz raczej o symbolu – o pokłonie „urzędu” wobec Boga. Żyć nam przychodzi w państwie świeckim. Kandydat na prezydenta lewej strony sceny politycznej, Rafał Trzaskowski, zakazuje wieszania krzyży w urzędzie, a z drugiej strony wraz ze swym szefem, Donaldem Tuskiem… śpiewają kolędy. Gdzież są granice hipokryzji tej władzy, która staje po stronie współczesnych Herodów, po stronie lewicowych „szatanów”, a gdy wybory za pasem – udaje „tradycyjnie religijnych”? Prawdziwy Pokłon Trzech Króli nie jest obecnie w Polsce możliwy. I nie będzie, jeśli władzę prezydencką obejmie Rafał Trzaskowski. O to się będzie toczyła gra w tym roku… Przed kim będzie się gięło kolano polskiej Głowy Państwa. Przed światłem z Betlejem? Czy z Brukseli?