Nie mam pojęcia, z jakiego rozdzielnika zacząłem dostawać te maile. Najstarszy, jaki znalazłem w swojej skrzynce, pochodzi z 2018 roku, ale na pewno przychodziły też wcześniej, nim jeszcze ktokolwiek kojarzył moje nazwisko. To pisma na temat polsko-niemieckiej nagrody im. Tadeusza Mazowieckiego.
W mailach, w których organizatorzy proszą o zgłoszenia kandydatów, można przeczytać, że nagradzane są „najlepsze prace, które otwarcie i rzetelnie informują o kraju sąsiada. Tematy prac konkursowych mogą dotyczyć zarówno wspólnej, często lokalnej, historii, jak i aktualnej tematyki, istotnych problemów związanych z funkcjonowaniem społeczeństwa, gospodarki i ochroną środowiska w Polsce, Niemczech i Unii Europejskiej”. Już w tym najstarszym z maili moją uwagę przykuwa nazwisko Harłukowicz (facet ostatnio znany z tekstu, w którym włamanie do czyjegoś domu opisał jako wejście ABW). Dziennikarz dostał w 2018 roku nagrodę za reportaż o tym, że Dolny Śląsk to wylęgarnia nazistów, z którymi nikt nic nie robi. Ale wróćmy do naszych czasów. Kilka dni temu przyszedł kolejny mail (bardzo dziękuję!) zawierający listę nominowanych. Są tam jakieś teksty o uchodźcach i granicy, ale najbardziej uderza obecność tekstu, który przywołujemy dość często. To artykuł prof. Bachmanna z grudnia ubiegłego roku, w którym niemiecki publicysta namawiał Tuska na działania autorytarne w celu odzyskania demokracji. Tekst, który nie opisywał, lecz instruował, zachęcał wręcz do łamania prawa i zapewniał obietnicę bezkarności. Podpowiadał delegalizację PiS i ręczne sterowanie sądami. Opublikowany w „Berliner Zeitung”, piśmie, które same niemieckie służby uznały ostatnio za podejrzane, powiązane z Rosją i sączące jej propagandę. Wydawane przez byłego agenta Stasi, o czym informowało lata temu nawet Deutsche Welle. No tak, za to wszystko nagroda zdecydowanie się należy, zwłaszcza że scenariusz Bachmanna wchodzi już w życie.