Od kilku tygodni widać było przygotowania do interwencji rosyjskiej na Ukrainie. Miękka interwencja odbywała się za pomocą ustanowionych tam władz, które masakrowały zwolenników demokracji. Alibi do niej zaś dawali wszyscy, którzy maniakalnie doszukiwali się w ukraińskiej rewolucji śladów UPA, Bandery i faszystów.
To oni ułatwili Wiktorowi Janukowyczowi masakrę na majdanie, a dzisiaj Rosji rozpoczęcie wojny. Piszę o tym z dużą przykrością, bo dotyczy to też byłego współpracownika „Codziennej” i w dodatku księdza.
Podobnego schematu interwencji użyto na Węgrzech w 1956 r. Tam też oskarżano mieszkańców Budapesztu o profaszystowskie sympatie i oczywiście zarzucano im inspirację z Zachodu. W wypadku Węgier podejrzenie było nawet łatwo uzasadnić, bo jeszcze dwanaście lat wcześniej Węgry uczestniczyły w koalicji z Niemcami. To, że ich zryw nie miał z tym nic wspólnego, było dla pożytecznych idiotów Moskwy nieistotne, podobnie jak dzisiaj nie ma dla nich znaczenia to, że nowe ukraińskie władze nie żywią sympatii do UPA. Moskwa doszukiwała się faszystów w Pradze w 1968 r., a peerelowska propaganda w zrywie robotniczym w Gdańsku w roku 1970.
Odwoływanie się do tego rodzaju kodu w mentalności postsowieckiej jest zawsze doskonałym uzasadnieniem interwencji. W końcu to hitlerowskie Niemcy napadły ZSRS, a więc trzeba było bronić się przed zagrożeniem.
Interes Rosji, interes Putina
Wielu analityków przekonywało, że Rosja nie ma żadnego interesu w rozpętaniu kolejnej wojny, bo jest na to za słaba gospodarczo, zależy jej na dobrych związkach z Zachodem, nie chce wykopać historycznej przepaści pomiędzy narodem swoim i ukraińskim. Wreszcie, że stan armii tego kraju nie pozwala Moskwie na otwartą wojnę. To wszystko byłoby prawdą, gdyby rosyjskie władze były emanacją demokratycznego wyboru dojrzałego zachodniego społeczeństwa. Ale dzisiaj tamtejsze władze są emanacją KGB-owskich elit, które dały Władimirowi Putinowi ogromne pole działania, ale pozbędą się go bez ceregieli, gdy będą widziały lepsze rozwiązanie.
Koncepcja władzy Putina zasadniczo nie różniła się od koncepcji sowieckiej. Odrzucono jelcynowski model przekupywania elit państw wasalnych wielkimi kontraktami gazowymi i naftowymi. Okazał się on bardzo kosztowny i mało skuteczny. Kupionych biznesmenów i polityków zaczęła zastępować zwykła agentura, a tam, gdzie była ona nieskuteczna, organizowano przewrót albo wprowadzano armię. Wydawało się, że Rosja zyskuje na tym gospodarczo (zapełniła się pusta kasa na Kremlu), a oderwane republiki wracają pod moskiewski but. Tak to rzeczywiście wyglądało, ale ocena okazała się absolutnie błędna. To prawda, więcej pieniędzy ze sprzedaży ropy i gazu trafiało do budżetu, ale zbiegło się to z bardzo silnym popytem na te paliwa na światowych rynkach. Od kilku lat, kiedy istnieje ogromna podaż gazu łupkowego, dochody uzyskiwane ze sprzedaży tego surowca gwałtownie się kurczą. Jest dużo gorzej niż przed erą Putina. Działania armii i agentury też nie dały długofalowych rezultatów. Napadane i terroryzowane społeczeństwa w głębi duszy nienawidzą Rosjan i marzą, by dołączyć do Zachodu. Straty w tej dziedzinie będą jeszcze większe niż w sprawach gospodarczych. Każda przegrana Moskwy może się zakończyć nie tylko powszechnym zrywem i utratą terytoriów wasalnych, lecz także rozpoczęciem procesu rozpadu Federacji Rosyjskiej. Ratunkiem byłaby natychmiastowa zmiana polityki, ale to oznaczałoby odsunięcie Putina od władzy.
Putin poświęci przyszłość Rosji
Dla Rosji jest już za późno, by pokojowo ratować imperium, ale być może nie jest za późno, by doprowadzić do modernizacji państwa i budowy dużego, w miarę zasobnego organizmu. W tej koncepcji Putin nie tylko nie byłby potrzebny, ale wręcz jest ogromnym balastem. Publiczne osądzenie go za popełnione zbrodnie byłoby w warunkach rosyjskich kłopotliwe dla wszystkich.
Walczy on więc nie tylko o władzę, lecz także o życie. Stąd jego ogromna determinacja w ratowaniu polityki imperialnej. A nie może być mowy o takiej polityce przy utracie Ukrainy. W takim wariancie Rosja cofa się o czterysta lat i musi walczyć o bezpieczeństwo własnego terytorium. Utrzymanie Ukrainy jest więc dla Putina kwestią życia i śmierci. Dosłownie. Oczywiście nie musi odnieść sukcesu natychmiast. Póki będą trwały działania militarne, póty w Rosji nikt nie poważy się na próbę zmiany władzy. Wojna jest więc w interesie moskiewskiego watażki. Nie chodzi o wielką wojnę globalną, ale o takie zaangażowanie państwa, które uzasadni specjalne prawa w Rosji i zmasakrowanie zarówno resztek opozycji demokratycznej, jak i sceptyków wewnątrz KGB-owskich elit.
Co może zrobić Polska
Przede wszystkim polskie władze powinny doprowadzić do maksymalnej mobilizacji ciał unijnych i natowskich odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Po drugie, trzeba jak najszybciej wprowadzić sankcje polityczne i gospodarcze wobec Moskwy. Natychmiast podjąć działania w celu zmiany kierunku dostaw gazu i ropy. Musimy pomóc dozbroić ukraińską armię, udzielić jej wsparcia logistycznego i szkoleniowego. Trzeba podnieść stan gotowości bojowej polskiej armii. Należy rozważyć powrót – przynajmniej częściowy – do poboru w celu przeszkolenia większej liczby żołnierzy. Bez względu na stan gospodarki musimy zwiększyć wydatki na zbrojenia. Trzeba natychmiast poprosić wojska amerykańskie o ochronę naszych wschodnich granic i naszego nieba. I ostatnie: należy eliminować z życia publicznego rosyjską agenturę i pożytecznych idiotów pracujących dla Moskwy.
Źródło: niezalezna.pl,Gazeta Polska Codziennie
Tomasz Sakiewicz