Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Wielka Brytania w ogniu, prawica obrzucana błotem

Gdyby wiedzę na temat trwających protestów i zamieszek w Wielkiej Brytanii czerpać jedynie z tamtejszych mainstreamowych mediów, można by dojść do wniosku, że za wszystko odpowiedzialna jest „skrajna prawica”. Dowiedzielibyśmy się m.in., że za pomocą dezinformacji i dzięki szerzeniu nienawiści w mediach społecznościowych podburzono antyimigranckie bojówki oraz zwykły motłoch do eksplozji agresji w stronę migrantów i pomagających im w asymilacji społeczników.

Tak sprawę przedstawia np. serwis CNN, który we wczorajszej relacji z Wielkiej Brytanii odmienia przez wszystkie przypadki „tłumy skrajnie prawicowych agitatorów” i „dezinformację”, a czytelnikom swojego „raportu” nie pozostawia zbyt wiele miejsca na samodzielną refleksję. 

Na nieszczęście dla dziennikarzy chcących odfajkować swoją pracę przez korzystanie z tych wyświechtanych klisz coraz mniej osób daje wiarę podobnym „raportom”. Bo tym razem naprawdę wydaje się, że sprawy zaszły za daleko.

Zabójstwo dokonane przez imigranta

Zamieszki, które od kilku dni przetaczają się przez Wielką Brytanię, wybuchły po zamordowaniu trzech dziewczynek, którego miał dokonać w Southporcie koło Liverpoolu 17-letni Axel Rudakubana, nastolatek o rwandyjskich korzeniach. Mężczyzna zadźgał dzieci uczestniczące w kursie tańca i jogi, a kolejne dziesięć osób ranił. 
Była to kropla, która przelała czarę goryczy i wyprowadziła na ulice północnej i środkowej Anglii, ale także Irlandii Północnej, setki osób. Liverpool, Bristol, Leeds, Nottingham, Belfast, Birmingham – to niektóre z miast, które stały się areną protestów, część z nich przerodziła się w zamieszki z policją i grupami migrantów. 

W Rotherham włamano się do przeznaczonego dla migrantów hotelu Holiday Inn Express, gdzie wzniecono pożar. Nie jest to przypadkowe miejsce. To w tym mieście przez wiele lat trwała i była tuszowana przez policję i władze wielka afera pedofilska, w której odpowiedzialne za nią gangi Pakistańczyków długo pozostawały bezkarne. Ofiary były zabierane m.in. z domów dziecka, a następnie wykorzystywane w takich hotelach. Nie był to odosobniony przypadek na Wyspach z udziałem migrantów.
Do tragedii jest bardzo blisko, a atmosfera na Wyspach niebezpiecznie zbliża się do pogromowej. Mnożą się doniesienia o atakach na meczety czy uczęszczane przez migrantów siedziby Biura Porad Obywatelskich (Citizens Advice). W sobotę w centrum Liverpoolu rozniesiono stoisko, na którym rozdawano bezpłatne egzemplarze Koranu. 

Przemoc rodzi przemoc 

Tymczasem ze strony grup pochodzenia migranckiego dochodzi do podobnych aktów przemocy. W serwisie X można znaleźć filmy, na których w Birmingham uzbrojeni członkowie „muzułmańskiego patrolu” otoczyli i zaatakowali pub po tym, jak krążyli ulicami w poszukiwaniu „białych prawicowców”. Na innych filmach widać, jak atakują dziennikarzy ekipy Sky News.  Wymieniać można długo.

Zamieszki podsycone plotkami o tym, że morderstwa na dzieciach miał dokonać świeżo przybyły migrant (a nie urodzony na Wyspach syn migrantów), to jednak efekt nie impulsu, ale wieloletniej polityki, w imię której wszelkie napięcia na tle migranckim tuszowano, a krytyków polityki multi-kulti uciszano w podobny sposób, jak dziś usiłuje się zakrzyczeć echa zamieszek – mówiąc o skrajnej prawicy i chuliganach. 

– To nie jest protest – powiedział w niedzielę premier Keir Starmer. – To zorganizowana, brutalna chuliganeria, dla której nie ma miejsca na naszych ulicach ani w sieci – grzmiał. 

Tyle że to nieprawda. Problemem nie są jedynie ci, którzy wychodzą na ulice i wszczynają zamieszki. To efekt wieloletnich zaniedbań. Jak dobitnie pokazują ostatnie wydarzenia, wielu z przybyszów, którzy w Wielkiej Brytanii mieszkają od lat, nie zasymilowało się i nie uważa się za lojalnych obywateli Królestwa. Społeczeństwo jest momentami rozdarte pomiędzy autochtonów i przybyszów, a jak pokazują statystyki, nie brak już w Wielkiej Brytanii miejsc, gdzie drugie i trzecie pokolenie przybyszów stanowi większość, niektórymi miastami rządzą muzułmańscy burmistrzowie. Takiej skali zamieszek nie da się więc wytłumaczyć obecnością w społeczeństwie grup ludzi gotowych awanturować się przy byle sytuacji. To wielka zmiana. 

Wynika to z modelu, jaki przed laty przyjęto na Wyspach świadomie, licząc na to, że napędzony tanią siła roboczą rozwój gospodarczy Królestwa pozwoli bogacić się wszystkim i będzie tonować ewentualne napięcia. Tymczasem ten model nie działa już od dłuższego czasu. Mimo pobrexitowych drgań gospodarka Zjednoczonego Królestwa nie podnosi się, rośnie liczba osób wykluczonych, a podstawowy postulat brexitu – zatrzymanie nielegalnej migracji – nawet nie został poważnie omówiony.  
Kilka tygodni temu pojawiła się zresztą informacja o rekordzie: w ciągu jednego dnia do Wielkiej Brytanii przez kanał La Manche dostały się na 15 łodziach aż 882 osoby, co było najwyższym bilansem od wielu miesięcy. Tak dzieje się każdego dnia. 

Coraz mniej białych Brytyjczyków

Co z tymi imigrantami, którzy już na Wyspach są? Cóż, jak podaje Konstantin Kisin, mieszkający tu rosyjsko-brytyjski satyryk i komentator, więcej brytyjskich muzułmanów dołączyło do ISIS i Al-Nusry niż do brytyjskiej armii, a populacja białych Brytyjczyków kurczy się w zastraszającym tempie. W porównaniu ze wzrostem liczebności i dzietności migrantów z Afryki, Pakistanu i Bangladeszu nie tylko wizualnie wpływa to na obraz miast Zjednoczonego Królestwa. 

„Dzieje się tak, mimo że Brytyjczycy głosowali przeciwko temu przy każdej okazji: w 2010, 2015, 2016 (brexit), 2017 i 2019 r. Wówczas ludzie, których wybrali, obiecywali powstrzymać masową imigrację i zakończyć nielegalną imigrację. W ostatnich wyborach zrezygnowali z głosowania na konserwatystów i albo zagłosowali na antyimigracyjną Partię Reform Nigela Farage’a, albo w ogóle nie głosowali, stąd najniższa frekwencja od stulecia” – zauważa Kisin. 

To prawda. W zamian każdy kolejny rząd Wielkiej Brytanii bagatelizował sprawę, a mówiących głośno o problemach stygmatyzował lub poddawał represjom. Narracja elit jest podobna do tej, jaką wobec szturmujących polską granicę migrantów Putina i Łukaszenki prezentowali politycy totalnej opozycji i związani z nimi celebryci i media w okresie rządów PiS. Tyle że ta narracja dominuje na Wyspach od dekad, a jej siła jest nieporównywalnie większa. 

To stąd taki obraz protestujących w głównych mediach i stąd atak na Elona Muska, właściciela serwisu X (dawniej Twitter), który nie ukrywa, że jest zadowolony z tego, iż to jego platforma jest miejscem swobodnego przepływu informacji. Że wykorzystują to skrajne organizacje typu English Defence Leauge czy politycy jak Nigel Farage, lider antyimigranckiej Partii Reform? Zawsze ktoś korzysta na podgrzewaniu nastrojów. Ale to skutki, nie przyczyny.

Dla Keira Starmera, który został premierem Wielkiej Brytanii ledwo kilka tygodni temu, to poważna próba. Na razie nie widać, by radził sobie z tym potęgującym się kryzysem. Bo choć walka z chuliganami jest koniecznością, to obwinianie niezadowolonych Brytyjczyków i zaganianie ich retorycznym cepem do zagrody „z nazistami” na pewno nie pomoże. 

Jak podają media, kolejne antyimigranckie protesty, muzułmańskie kontrmanifestacje i prawdopodobne zamieszki czekają nas już w kolejnych dniach. Wiele wskazuje na to, że tym razem bulgoczącego brytyjskiego kotła nakryć się nie uda.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

​Wojciech Mucha