Zbigniew Stonoga otrzymał prowokacyjny materiał z Krzysztofem Stanowskim w roli głównej, który już na pierwszy rzut oka budził podejrzenia. Co zrobili dziennikarze mainstreamowych, tych ponoć najlepszych, wyznaczających standardy mediów? Łyknęli to jeden po drugim jak pelikany.
Zbigniew Stonoga to przestępca, krętacz, który dziewięć lat temu ujawniał – o dziwo, prawdziwe – kwity z prokuratury na temat afery podsłuchowej. Liczył na to, że gdy Andrzej Duda wygra wybory prezydenckie, to go ułaskawi. I się przeliczył. Wówczas był wrogiem „Gazety Wyborczej”.
Po latach zmienił front, a dziś współpracuje z nim jeden z cyngli w „warszawce”. Towarzystwo dziennikarzy nie zadało sobie trudu, by zweryfikować nagrania pochodzące od osoby o podejrzanej proweniencji i w dodatku niegrzeszącej inteligencją. Wojciechu Czuchnowski, Radomirze Wicie, Januszu Schwernterze, Robercie Zieliński, Arturze Molędo, Bertoldzie Kittelu, Tomaszu Lisie i reszto – parafrazując marszałka Józefa Piłsudskiego, wam kury szczać prowadzać, a nie media robić.