W kraju gastronomii, którym jest w Francja, nikt nie oczekiwał sporów wokół wyżywienia sportowców w wiosce olimpijskiej - podkreśla w sobotę dziennik "Le Figaro". Zawodnicy jeden po drugim poskarżyli się na menu, w tym na małe porcje - relacjonuje dziennik. To nie jedyna kompromitacja organizatorów. Francja nie dała rady organizacyjnie udźwignąć tak wielkiej sportowej imprezy, jaką są igrzyska olimpijskie.
Zarzuty nie kończą się na małych porcjach. Według sportowców w daniach jest też za mało białka, a na dodatek, żeby dostać taki posiłek trzeba się wyczekać w zbyt długiej kolejce. Kolejne "tyrady" na ten temat pojawiły się w mediach społecznościowych - relacjonuje dziennik.
Na wyżywienie w restauracji w wiosce olimpijskiej skarżył się np. honduraski pływak Julio Horrego, w tym na to, że w menu śniadaniowym zabrakło jajek.
"Jedynym problemem jest brak jedzenia, to jest trochę zaskakujące".
"Le Figaro" przywołuje też narzekania hokeistów z Niemiec na jakość dań i długie kolejki. Za szczególnie krytyczne "Le Figaro" uznał słowa amerykańskiej gimnastyczki Simone Biles.
"Nie sądzę, żeby podawano nam w wiosce kuchnię francuską"
Dziennik przypomina, że sportowcy brytyjscy zakwaterowani w wiosce nie poprzestali na krytyce, lecz zaczęli bojkotować restaurację i jeść w swojej bazie w Clichy, gdzie ściągnięto dodatkowego kucharza. Powodem niezadowolenia był znów brak jajek, a także - niedopieczony kurczak.
Tymczasem organizatorzy pracowali z firmą cateringową przez rok, by stworzyć około 500 menu. Zadbano o to, by 80 proc. produktów było pochodzenia francuskiego, a 30 proc. żywności stanowiły produkty bio. Jedna czwarta (25 proc.) żywności dostarczana jest z odległości mniej niż 250 kilometrów - podkreśla "Le Figaro".
Jednak - dodaje - w sytuacji, gdy 33 proc. ciepłych dań w restauracji stanowiły produkty roślinne, sportowcy od razu zażądali więcej białka zwierzęcego. "W ten sposób się odżywiają i nie jest to moment, by to zmieniać" - przyznaje dziennik.
"Nikt nie wyobrażał sobie, że kuchnia może stać się skazą na igrzyskach - ani organizatorzy, ani też, szczególnie, zawodnicy. Ich wyniki zależne są w znacznej mierze od dobrego wyżywienia"
Firma cateringowa zapewniła, że uzupełniła braki, "wszystkie produkty są dostępne w wystarczającej ilości", a także, że jest "w stałym kontakcie z delegacjami".
Cytowany przez "Le Figaro" jeden z trenerów oraz zawodnik judo uspokajają, że co prawda są momenty, gdy w restauracji jest dużo ludzi, ale trudno tego uniknąć w pewnych porach dnia.
Jednak - jak zauważa dziennik - nie wszyscy wykazują się takim luźnym podejściem w momencie, gdy gra toczy się o karierę.
To nie pierwsza kompromitacja związana z igrzyskami olimpijskimi w Paryżu. Kontrowersje wzbudziło otwarcie igrzysk, gdzie pojawiły się drwiny z Ostatniej Wieczerzy i odniesienia dotyczące LGBT. Kiedy rozpoczęła się rywalizacja, było jeszcze gorzej. Francuzi nie stanęli na wysokości zadania, jeżeli chodzi o organizację.
- Momentami organizacja jest tutaj straszna. Kierowcy nie do końca wiedzą, gdzie mają jechać. Sam punktualny wyjazd autobusem nie oznacza, że dojedzie się na czas, bo trzeba być gotowym na różne perturbacje - skarżył się polski pływak Ksawery Masiuk.
Do tego doszły kontrowersje w kobiecym boksie - "zawodniczka" z Algierii Imane Khelif walczy z kobietami, choć została wcześniej wykluczona z Mistrzostw Świata w boksie z powodu zbyt wysokiego poziomu testosteronu. Zawodniczka z Włoch przekonała się, że Khelif bije jak mężczyzna. Inna "zawodniczka" z Tajwanu z tym samym problemem - również bierze udział w igrzyskach i wygrała pierwszą walkę. Ich rywalki zalewają się łzami, żegnając się z igrzyskami w atmosferze skandalu.