Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Zawiłości arytmetyki krwi

W polskiej debacie publicznej wielokrotnie politycy wskazywali, że bezkrwawy model transformacji 1989 r. jest naszą chlubą. Można powiedzieć, że taka opinia stanowi święty dogmat III RP.

W polskiej debacie publicznej wielokrotnie politycy wskazywali, że bezkrwawy model transformacji 1989 r. jest naszą chlubą. Można powiedzieć, że taka opinia stanowi święty dogmat III RP. Szkoda, bo nie ma ona zbyt wiele wspólnego z faktami.

Przyczynek do odświeżenia dyskusji o arytmetyce krwi dały wydarzenia na ukraińskim placu Niepodległości. I tak na przykład w studiu TVN w programie Bogdana Rymanowskiego „Kawa na ławę” poseł PO Adam Szejnfeld z nieukrywanym niesmakiem odniósł się do osób utyskujących, że w Polsce nie mieliśmy własnego majdanu. Dla tego polityka nie podlega dyskusji, że pokojowe załatwienie spraw jest lepsze od tego, w którym odwołujemy się do przemocy.
Z takim ujęciem można by się spierać, bowiem traktowane literalnie prowadzi do naiwnego pacyfizmu, a ten jest utopią, która zazwyczaj prowadzi do triumfu barbarii. Ale na potrzeby niniejszych rozważań dołączmy do zbioru naszych naczelnych aksjomatów politycznych ten o konieczności wstrzymywania się od przelewu krwi, tzn. nie polemizujmy z nim.

Krwawy Okrągły Stół
Czy zatem rzeczywiście rok 1989 w Polsce był bezkrwawy? Można oczywiście argumentować, że nie, wskazując choćby na ofiary komunizmu w postaciach księży Suchowolca, Niedzielaka i Zycha, zamordowanych u progu III RP. Kluczowe jednak wydaje się podkreślenie, że wyabstrahowanie Okrągłego Stołu z wcześniejszej historii PRL-u jest zabiegiem pokrętnym historycznie, a przede wszystkim niemoralnym. Sugeruje bowiem, że na zasadzie creatio ex nihilo grono demiurgów z opozycji wynalazło patent na bezkrwawą rewolucję. Tak jakby Okrągły Stół nie był owocem Grudnia ’70, Czerwca ’76 i stanu wojennego, tak jakby ceną za możliwość jego zaistnienia nie były litry przelanej krwi. Tak jakby był możliwy bez śmierci księdza Jerzego Popiełuszki i bez krwi przelanej na placu św. Piotra.
Przypomnijmy część z tych ofiar. W grudniu 1970 r. komunistyczni zbrodniarze zabili 45 Polaków. W czerwcu roku 1976 komuniści rękami swoich mundurowych sługusów bili – nazwijmy to precyzyjniej: torturowali – i pacyfikowali Radom. Wkrótce potem ginie uczestnik tych wydarzeń, ksiądz Roman Kotlarz. Według ustaleń tzw. komisji Rokity w stanie wojennym na skutek działania władz i ich służb ginie 88 osób.

(...)
Cena, którą Polacy musieli zapłacić za Okrągły Stół – choć rozłożona w czasie – była porównywalna do tej, którą musieli zapłacić Ukraińcy. Trudno tu coś orzekać bez cienia wątpliwości, ze względu na brak pewnych źródeł informacji o ofiarach na majdanie. Ale już samo dodanie liczby ofiar Grudnia i stanu wojennego daje nam liczbę 133 – a tak wysoka liczba, o ile się nie mylę, na razie nigdy nie przewijała się w relacjach z placu Niepodległości, choć niestety prawdopodobnie będzie się to zmieniało.
Jeśli oglądamy – szczególnie ludzie młodzi – relacje z Ukrainy i zachodzimy w głowę, jak to możliwe, że w Europie w XXI w. na ulicach zabija się protestujących obywateli, pamiętajmy, że w dzisiejszym polskim Sejmie zasiadają posłowie, którzy wynoszą pod niebiosa człowieka, który odpowiada za analogiczne wydarzenia w czasie stanu wojennego.
Przy tej okazji warto wskazać na jeszcze jedną ciekawostkę z dziedziny arytmetyki krwi. Komuniści, broniąc stanu wojennego, zawsze wskazywali groźbę interwencji sowieckiej, sugerując, że byłby to koniec świata. Tymczasem w „praskiej
wiośnie” roku 1968, kiedy do Czechosłowacji wkroczyło kilkaset tysięcy żołnierzy Układu Warszawskiego, w tym Sowieci, zginęło… ok. 80 osób! Pamiętają przecież Państwo liczbę ofiar stanu wojennego podaną przez Rokitę? 88 osób. Oto najlepszy komentarz do „dobrodziejstwa” rodzimej akcji Jaruzelskiego, który jakoby uchronił Polaków od piekła – pomijając już fakt, że wedle wszelkich danych historycznych akurat w grudniu 1981 r. groźby interwencji sowieckiej nie było.

Pełna wersja tekstu ukazała się w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jakub Pilarek