Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Jak Meloni i le Pen Konfederację podzieliły

Zgodnie z oczekiwaniami, po prawicowej stronie Parlamentu Europejskiego dzieją się od niedawnych wyborów arcyciekawe rzeczy. Dawne frakcje dzielą się i tracą na znaczeniu, do gry wchodzą nowe rodziny, czasem zasilane naprawdę zaskakującymi transferami.

Najbardziej zaskakujące są chyba losy grupy „Tożsamość i demokracja”, o której za chwilę. Te zawirowania odbiły się też na polskiej reprezentacji, dokładniej zaś na Konfederacji. O ile na krajowym podwórku po pozbyciu się frakcji Janusza Korwin-Mikke konglomerat Nowej Nadziei (Sławomir Mentzen), Konfederacji Korony Polskiej (Grzegorz Braun) i Ruchu Narodowego (Krzysztof Bosak) funkcjonuje dość zgodnie, o tyle za granicą doszło do pęknięcia. I tak konfederaci rozeszli się na różne strony, niczym Koalicja Europejska kilka lat temu. 

Ponieważ jednak nie wydarzyłoby się to bez innych, międzygrupowych trzęsień ziemi, zacznijmy od nich. Dwa z trzech wstrząsów po prawej stronie PE były do przewidzenia, trzeci to zupełne zaskoczenie. Gdy Marine le Pen pogoniła z grupy ID niemiecką AfD, a Georgia Meloni zablokowała akces Fideszu do grupy EKR, było oczywiste, że obie niechciane przez dawnych lub potencjalnych partnerów będą musiały znaleźć swoje miejsce. Tu kilka słów wyjaśnienia – Niemcy narazili się le Pen wypowiedziami swoich liderów na temat własnej historii, Marine wystarczająco musiała w życiu tłumaczyć się za dawne słowa swego ojca, by teraz świecić oczami za dużo sobie odleglejszych koalicjantów. Węgrzy natomiast nie mogli być w jednej frakcji z rumuńskim AUM, nie chcieli ich też Szwedzi, obrażeni za długie trzymanie w przedpokoju NATO, wreszcie sama Meloni liczyła na jakieś dogadanie się z mainstreamem, w czym Orban na pokładzie byłby przeszkodą. Fidesz stworzył swoją rodzinę (przez chwilę krążyły słuchy, że PiS zastanawia się nad jej zasileniem, jednak chyba dobrze że do tego nie doszło, bo sporo tam trudnych partnerów pokroju Babisza i prorosyjskich Austriaków), a AfD swoją. I tu doszło do wielkiego zaskoczenia, ponieważ Marine le Pen porzuciła niespodziewanie ID i przystąpiła do… Orbana, by zostać najsilniejszym graczem w jego grupie. Co więcej, w wyniku tej wolty ID stało się zupełnym marginesem i trzeba by bardzo długo zastanawiać się, kto tam w ogóle został, natomiast Patrioci dla Europy Orbana i le Pen stali się trzecią siłą w PE, wyprzedzając krótko cieszącą się tą pozycją EKR. Łatwo się w tym wszystkim pogubić, przejdźmy więc do Konfederacji. Trójka jej europosłów, związanych z Mentzenem (Ewa Hernik-Zajączkowska, Marcin Sypniewski i Stanisław Tyszka) postanowiła połączyć się z AfD w nowopowstałej Frakcji Suwerennych Narodów. Z kolei dwójka, powiązana z Ruchem Narodowym (Anna Bryłka i Tomasz Buczek), nie zgadzając się z polityką Niemców, przystąpili do grupy Orbana. Grzegorz Braun okazał się zbyt kontrowersyjny nawet dla AfD, pozostanie więc posłem niezrzeszonym. Podsumowując - okazuje się, że choć ani Le Pen, ani Meloni nie wywróciły do góry nogami polityki na szczeblu europejskim, to niechcący rozdzieliły Konfederację, która przed wyborami przymierzała się do całościowego wejścia do grupy ID, jeszcze z le Pen i AfD w składzie.

Skoro stało się już tyle rzeczy, które jeszcze kilka tygodni temu były nie do wyobrażenia, nie wyobrażam też sobie, by na tym się ten polityczny thriller skończył. 

 



Źródło: niezalezna.pl

Krzysztof Karnkowski