Małe dzieci z ustami przeciętymi od ucha do ucha. Kobiety wbijane na pal, mężczyźni rozrywani końmi. Odcinanie po kolei wszystkich członków przed zadaniem śmierci.
Szczególnie krwawy okazał się lipiec 1943 r., a zwłaszcza niedziela 11 lipca. Tego dnia UPA – z udziałem okolicznej ludności ukraińskiej – zgładziła 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach horochowskim i włodzimierskim. Wsie były palone, a dobytek grabiony. Polacy ginęli od kul, siekier, wideł, noży i innych narzędzi. Nie oszczędzano kobiet, dzieci i starców.
Mniej szczęścia miała rodzina mojej drugiej siostry, Zofii Lewczuk. Ona z dwojgiem małych dzieci została zabita pod Sokołem. Szwagier zginął u Strażyca za stodołą. Teściową Ukraińcy spalili w szkole, a teścia zamordowali w Połapach, gdy poszedł w niedzielę do znajomych.
W 1944 r. antypolski terror OUN-UPA z Wołynia przeniósł się do Małopolski Wschodniej (województw lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego), a także na Lubelszczyznę.
Według najnowszych szacunków polskich badaczy, w latach 1939–1947 z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło nawet ponad 120 tys. Polaków (ok. 60 tys. na Wołyniu, a co najmniej drugie tyle w Małopolsce Wschodniej, na Polesiu i ziemiach dzisiejszej Polski). Zbrodnie OUN-UPA doprowadziły też do tego, że w latach 1943–1945 kilkaset tysięcy Polaków uciekło z Wołynia i Małopolski Wschodniej, by ratować życie.
Polacy padający ofiarami ukraińskich nacjonalistów na ogół byli bezbronni – dopiero z czasem zaczęto tworzyć ośrodki samoobrony i sformowano 27. Wołyńską Dywizję Piechoty AK. Ukraińskie ludobójstwo doprowadziło też do polskich akcji odwetowych.
Zbrodnia Wołyńska stanowiła początek końca wspólnej egzystencji Polaków i Ukraińców na południowo-wschodnich kresach II RP. Kolejnym etapem depolonizacji tych ziem były przesiedlenia z Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej do okrojonej Polski. W latach 1944–1946 objęły one, według oficjalnych danych, 789 982 osoby.