„Uśmiechnięta władza” zdecydowała się usunąć o. Maksymiliana Kolbego, rtm. Pileckiego i rodzinę Ulmów z ekspozycji w Muzeum II Wojny Światowej. Po kilku dniach dyrekcja tej instytucji ugięła się jednak pod naciskiem opinii publicznej. Przywróciła Ulmów i o. Kolbego (co będzie z Pileckim, nie wiadomo).
Dobre i to, niemniej możemy być pewni, że to tylko taktyczne wycofanie się z decyzji, która wywołała zbyt dużo szumu, nie zmiana ideowa. Pamiętajmy, że w obronie usunięcia polskich bohaterów natychmiast wystąpił legion „autorytetów” ze środowisk związanych z PO, na czele z byłym dyrektorem muzeum (obecnie rekomendowanym przez MKiDN do jego rady programowej) Pawłem Machcewiczem. Dlaczego jednak „uśmiechnięta władza” tak nie znosi Pileckiego, Kolbego i Ulmów? Akurat ci bohaterowie naszej historii nie są tematem, na którym PO może wiele ugrać, co zresztą opisywana sytuacja pokazała. Zwłaszcza jeśli chodzi o Rotmistrza, który zdołał się przedostać do powszechnej świadomości Polaków i przez większość, niezależnie od ich poglądów, jest postrzegany jako bohater. W teorii takie postacie powinny być dla każdego normalnego państwa powodem do dumy oraz „historycznym towarem eksportowym”. Czemu nie jest tak w „uśmiechniętej Polsce”? Odpowiedź jest prosta. Nie może istnieć państwo, które jednocześnie pozytywnie traktuje Schnepfa i jego rodzinę oraz oddaje hołd Pileckiemu. Nie może istnieć kraj, który uznaje Jaruzelskiego za człowieka honoru, a zarazem uważa polskie podziemie antykomunistyczne za powód do chwały. W końcu – nie można pozwalać robić Niemcom z nas sprawców Holokaustu i w tym samym momencie gloryfikować Ulmów czy o. Kolbego. Jak więc się okazuje, także system tworzony przez PO potrzebuje odpowiedniej legitymacji historycznej.
Nawet jeśli istnieje ona głównie na zasadzie negatywnej, jako ciągła destrukcja tej naszej historii, z której moglibyśmy być dumni. Dlatego możemy być pewni, że prędzej czy później znowu zaatakują pamięć o naszych bohaterach.