Nieznośna przedwyborcza propaganda płynąca ze strony koalicji 13 grudnia ma wiele odcieni, ale jeden kluczowy cel. Donald Tusk, nie bawiąc się w półśrodki, usiłuje trwale osłabić „obóz niepodległościowy”, a Polskę sprowadzić do roli „obszaru zamieszkiwania Polaków”, bo takie będzie jej miejsce w sfederalizowanej Europie.
Bardzo żałuję, że nie ma tendencji do federalizmu, a jeśli są, to bardzo nikłe – mówił niedawno na antenie bezprawnie przejętej przez ludzi płk. Bartłomieja Sienkiewicza TVP Info były premier Leszek Miller. Jak dodał, życzyłby sobie, „żeby Unia Europejska była jednym państwem”.
Cóż, ciągoty komunistów do uczestnictwa w wielkim ponadnarodowym projekcie ideologicznym są znane i nie wymagają komentarza. Niestety jednak Miller kryguje się, gdy mówi, że „nie ma ku temu tendencji”. Projekt ów jest właśnie domykany, a zwycięstwo eurokratów w nadchodzących wyborach będzie jego kolejnym „kamieniem milowym”.
O tym, że projekt federalizacji (czy jak mówi prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski „centralizacji”) wchodzi w ostateczną fazę, wiadomo nie od dziś. W drodze do jego realizacji inżynierowie z Berlina i Brukseli muszą jednak pokonać największego przeciwnika, a jest nim środowisko obozu niepodległościowego w Polsce. Nie, szanowni Państwo. Nie są to słowa na wyrost. To polska prawica, pomimo wszelkich jej niewątpliwych słabości, była i jest jedynym liczącym się środowiskiem w Europie, które realnie ocenia sytuację, zagrażającą nie tylko Polsce, lecz także całej wspólnocie europejskiej.
I dlatego właśnie jesteśmy świadkami tak zmasowanego, wspieranego z zewnątrz ataku propagandowo-dezinformacyjnego, w którym jednoznacznie antyrosyjskiemu, prowolnościowemu środowisku polskiej prawicy od lat przypisuje się tendencje autorytarne, a ostatnio – co szczególnie kuriozalne – także rzekomą prorosyjskość. To po to np. kolportowany w ostatnich dniach, arcytoporny spot sprzyjającej rządowi Donalda Tuska organizacji Akcja Demokracja – współorganizowała ona m.in. protesty przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości i, jak pisała „Gazeta Polska”, powiązana jest z siecią George’a Sorosa. W najnowszym filmiku Akcji sugeruje się, że tylko głosowanie na Koalicję Obywatelską może uchronić Polaków przed… śmiercią w masowej, dokonanej przez Rosjan egzekucji. Pomijając absurdalność tego przekazu, jest to chyba najbardziej haniebna z produkcji, jakie ukazały się w kampaniach wyborczych po 1989 r. Cel tej propagandowej operacji, w której bezprawnie przejęta telewizja publiczna zaprasza do swoich programów skompromitowane postacie w stylu ośmieszonego resetem gen. Piotra Pytla lub znanego fantasty i manipulatora Tomasza Piątka, gdzie premier Donald Tusk pokazuje się jako obrońca polskich granic, Szymon Hołownia jako zwolennik CPK, a cała reseciarska ekipa Tuska nie ustaje w staraniach, by swoje dokonania na polu niemieckiego planu zbliżenia z Rosją z lat 2007–2014 przykryć wyjątkowo toporną narracją o rzekomej „prorosyjskości PiS”, jest trojaki.
Z jednej strony chodzi o mobilizację twardego elektoratu, który w podobne rewelacje gotów jest uwierzyć i zagłosować na reseciarzy. Z drugiej – sprawienie, że jakiekolwiek kolejne dowody na prorosyjskość ekipy Tuska (warto wspomnieć, że Telewizja Republika pracuje nad kontynuacją „Resetu”) będą przez szukających wszędzie symetrii publicystów i dziennikarzy przedstawiane jako element rzekomej „wojny polsko-polskiej, w której obie strony przerzucają się nieprawdziwymi zarzutami, a traci tylko Polska”. Nie, jeśli Polska na czymś traci, to na każdym kolejnym dniu rządów koalicji 13 grudnia. Świadoma tego jest coraz większa liczba Polaków, stąd upiorność rządowej propagandy i bezkompromisowość w działaniach. Jest bowiem i cel nadrzędny tej smutnej operacji przedwyborczej. To kolejny etap „domykania systemu” i sprawienia, że pozbawione głosu środowisko niepodległościowe nie będzie w stanie politycznie przeciwstawić się federalizacyjnym zabiegom. To dlatego udział w wyborach jest tak ważny.
Jeśli bowiem plan eurokratów się powiedzie, będzie to oznaczało początek absolutnej dominacji Niemiec jako państwa najsilniejszego i znajdującego się w „nowym centrum, Oznacza również to, że z przestrzeni europejskiej zostaną wypchnięte Stany Zjednoczone, gwarant naszego bezpieczeństwa i bezpiecznik przed niemieckimi zapędami. Polska jeszcze do niedawna była nadzieją dla wszystkich, którzy w Unii Europejskiej widzieli projekt idący w złym kierunku. Po wyborach 15 października sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu, a dalsza marginalizacja polskich suwerenistów jest dla inżynierów federalizacji koniecznym krokiem w budowie europejskiego superpaństwa.
Uczestnictwo w wyborach 9 czerwca przez identyfikujących się z obozem niepodległościowym może ten proces powstrzymać i pozwolić na oddech przed zaplanowanymi na 2025 r. wyborami prezydenckimi, w których – jeśli Polska ma być niepodległa – musi zwyciężyć kandydat suwerenistów. Do tego jeszcze jednak daleka droga.