Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Prezydent, który przegrał wojnę. Ostrożność i stracone szanse

Choć nieodpowiedzialne zachowanie części Partii Republikańskiej w Kongresie dostarczyło prezydentowi Bidenowi gotowej wymówki, nie można zapominać, że to gospodarz Białego Domu ponosi sporą odpowiedzialność za obecną sytuację na Ukrainie - pisze "Gazeta Polska".

Joe Biden
Joe Biden
https://twitter.com/POTUS - https://twitter.com/POTUS

„Do tych republikanów, którym się wydaje, że mogą nie zagłosować za wsparciem Ukrainy i ujdzie im to na sucho: historia wam się przygląda”

– powiedział prezydent Biden podczas niedawnej konferencji. Dodał, że „brak wsparcia dla Ukrainy w tym krytycznym momencie jest blisko kryminalnego zaniechania”. Gdy gospodarz Białego Domu recenzuje działania swoich politycznych przeciwników, to trudno się z nim nie zgodzić. Ale łatwo jest też zapomnieć o tym, że gdy nie było problemu z poparciem dla Ukrainy w Kongresie, gdy zdecydowana większość Amerykanów wspierała pomoc dla Kijowa, to właśnie Joe Biden i jego administracja blokowali kluczowe kroki, bojąc się konfrontacji z Moskwą. 

Komunikacja i strategia

„Na miłość Boską, ten człowiek nie może pozostać u władzy” – te słowa Bidena, wypowiedziane 26 marca 2022 roku w Warszawie, wzbudziły sporą sensację. Wizyta była historyczna: świat, Ukraina, a także wschodnia flanka NATO, z Polską na czele, potrzebowały od prezydenta USA zapewnienia, że Waszyngton nadal stoi po stronie wolności. Biden w dużej mierze spełnił te oczekiwania, robił to też wielokrotnie później, gdy jego cytat z Jana Pawła II „Nie lękajcie się” i słowa o „bronieniu każdego cala terytorium NATO” dawały odrobinę pewności, w momentach gdy wszyscy zastanawiali się, na jakie jeszcze kroki może się zdecydować reżim Putina. 

Ale była też druga strona. Słowa o Putinie, który „nie może pozostać u władzy”, zostały sprostowane przez Biały Dom, gdy prezydent był jeszcze w Warszawie: „Prezydent miał na myśli to, że nie można pozwolić Putinowi na próby zdobycia władzy nad krajami w regionie czy sąsiadami. Prezydent nie odnosił się do władzy Putina w Rosji albo do zmiany reżimu” – stwierdził urzędnik Białego Domu, którego zacytowały wszystkie media. 

Z jednej strony była to typowa wpadka Bidena, podobnie jak słowa, jeszcze przed inwazją, że Rosja poniesie odpowiedzialność za swoje działania: „Zależy to od tego, co zrobi. Co innego, jeśli zdecyduje się na niewielką inkursję, wtedy będziemy się spierać co do tego, co robić i czego nie robić”. 

Z drugiej strony była to stała strategia, która opierała się na przekonaniu, że można uniknąć szerszej eskalacji, jeśli tylko da się jasno do zrozumienia Putinowi, jakie są zamiary Waszyngtonu. Nikt z nas nie zna historii alternatywnej i możemy tylko spekulować, czy gdyby prezydent USA przed 24 lutego 2022 roku używał ostrzejszego języka i nie mówił wprost o tym, na jakie kroki USA się nie zdecydują, Putin nie zdecydowałby się na pełnoskalową inwazję. Wiemy natomiast jedno: strategia, którą obrał Biały Dom, od tego go nie odwiodła. 

„Biden jest słaby w odstraszaniu” – to proste zdanie historyka Nialla Fergusona najlepiej obrazuje problem obecnego prezydenta. Katastrofa podczas wycofania z Afganistanu, chęć wyznaczenia warunków brzegowych, jeszcze podczas spotkania z Putinem w Genewie, wycofywanie się z ostrzejszej retoryki i powtarzanie raz po raz, że USA nie chcą wojny z Rosją. Biden w relacji z Putinem założył, że ma do czynienia z racjonalnym człowiekiem, z którym można dojść do porozumienia, jeśli zaoferuje mu się jasne warunki kompromisu. Ale czekista z Moskwy odebrał te same komunikaty jako wyraz słabości i podarowaną mu listę przewidywanych konsekwencji, które mógł umieścić w swoich kalkulacjach.

Broń i powolne: tak

Podobną metodę: przewidywalność ponad wszystko, obrał Biden w stosunku do dostaw broni dla Kijowa. Jeszcze w 2014 roku administracja Obamy zaczęła stosować dość dziwne rozróżnienie: „broń defensywną”, „broń ofensywną” i jeszcze „broń śmiercionośną”. Toczono długie debaty na temat tego, która kategoria jest akceptowalna, a która byłaby krokiem za daleko. Biden też uznał, że istnieje jasno zdefiniowana drabinka, od javelinów na niższych poziomach, po F-16 i rakiety ATCAMS blisko szczytu. Uznano też, że zbyt szybkie przeskoczenie kilku szczebelków niesie za sobą niekontrolowane ryzyko eskalacji. Teoria dość kuriozalna, bo trudno jest wytłumaczyć, dlaczego niby baterie Patriot w rękach Ukraińców w kwietniu 2022 roku miałyby doprowadzić do eskalacji, na przykład ataku na jedno z państw NATO, ale dostarczenie ich Ukraińcom rok później już takiego ryzyka nie niosło. 

Warto pamiętać, że zanim na scenie pojawił się wygodny kozioł ofiarny w postaci republikanów z obozu izolacjonistycznego, Biden był przede wszystkim krytykowany za metodę „kroplówki” przez jastrzębi z obydwu stron amerykańskiej sceny politycznej. Walter Russell Mead napisał w listopadzie 2023 roku na łamach „The Wall Street Journal”, że drużyna Bidena pracuje według „Planu pat”, który oznacza, że Zachód „nakapie wystarczającą ilość pomocy dla Ukrainy, by ta nie przegrała, ale zbyt mało, by mogła wygrać”. 18 grudnia wtórował mu Elliot Ackerman z magazynu „Time”:

„W momencie gdy wojna na Ukrainie zbliża się do drugiej rocznicy, a zwycięstwo na polu bitwy lub wynegocjowane porozumienie wydają się wciąż tak samo nieuchwytne, widzimy, że gdy chodzi o prośby Ukrainy o wsparcie międzynarodowe – zwłaszcza pomoc wojskową – jest odpowiedź jeszcze gorsza niż powolne »nie«, to powolne »tak«”. 

Są tacy, którzy broniliby podejścia Bidena, mówiąc, że dawkowanie wsparcia dla Ukrainy dało USA jakąś kontrolę nad wojną, w której żołnierze amerykańscy nie walczą, uniknięto eskalacji w momentach, gdy rosyjska armia była mniej osłabiona. Ale problem polega na tym, że ani wydarzenia na polu walki, ani zmiany w polityce wewnętrznej nie następują według kalendarza, który kontroluje Biden. Okazje do przechylenia skali na korzyść Kijowa, które stracono, także przez braki w wyposażeniu, mogą się nie powtórzyć. Biden może narzekać, że dziś blokuje pomoc republikański Kongres, ale sam ją blokował wtedy, gdy miała ona poparcie zdecydowanej większości Amerykanów. 

Stracone szanse

Warto zestawić ze sobą decyzje amerykańskiej administracji z tym, jak zmieniały się preferencje amerykańskich wyborców w sprawie militarnego wsparcia dla Ukrainy. Bo momentami widać tutaj odwrotną korelację. Biden był najbardziej oporny wtedy, gdy Amerykanie najbardziej chcieli wsparcia Kijowa. Mało kto dziś pamięta, że w pierwszych tygodniach po inwazji republikanie nawet wyprzedzali w niektórych badaniach demokratów pod względem chęci wspierania Kijowa. Może administracja mogła stworzyć ponadpartyjną i patriotyczną narrację na temat wojny, a nie historię o „obronie demokracji”, dla której zagrożeniem międzynarodowym jest, owszem, Putin, ale w polityce wewnętrznej jego odpowiednikiem pozostaje Donald Trump? 

To tylko jedna ze straconych szans. Szybsze dostawy i towarzyszące im sukcesy na polu walki mogłyby nakręcać dalszy entuzjazm, bo trzeba pamiętać, że krytycy wojny dziś często sięgają po argument, że zamieniła się ona w walkę na wyniszczenie, z której niewiele wynika, poza bezsensowną śmiercią. 

W marcu 2022 roku, według danych Chicago Council of Foreign Affairs, z których będziemy tu korzystać, 83 proc. demokratów i 80 proc. republikanów było zwolennikami „militarnego wsparcia dla Ukrainy”. W tym samym czasie pojawiła się kwestia dostarczenia baterii Patriot Kijowowi, przedstawiciele administracji mówili, że nie wchodzi to w grę, gdyż wymagałoby to umieszczenia amerykańskich załóg na polu walki. Administracja dopiero w grudniu 2022 roku doszła do wniosku, że może jednak wyszkolić Ukraińców do obsługi baterii, które trafiły na Ukrainę dopiero w kwietniu 2023 roku. W lipcu 2022 roku 79 proc. demokratów i 68 proc. republikanów popierało militarne wsparcie dla Kijowa, w listopadzie było to już 76 proc. demokratów i 55 proc. republikanów. Biden i jego administracja czekali dziewięć miesięcy na podjęcie decyzji, marnując czas, którego ewidentnie nie mieli. 

Podobne opóźnienia w decyzjach i czekanie nie wiadomo na co towarzyszyły przekazaniu systemów MLRS, amerykańskich czołgów, rakiet ATACMS czy podczas niekończącej się sagi z myśliwcami F-16. A warto pamiętać, że choćby w sprawie czołgów za plecami Waszyngtonu ukrywał się Berlin, który twierdził, że przekaże swoje, kiedy Amerykanie wykonają pierwszy krok. Znowu marnowano czas, a daty ostatecznych dostaw często zupełnie nie współgrały z wymaganiami pola walki.

Nawet teraz, gdy większość świata zastanawia się, do jakiej katastrofy doprowadzi blokada republikanów w Kongresie, Biden nie korzysta z tego, co mógłby zrobić, korzystając jedynie ze swoich prezydenckich uprawnień. Na przykład spora część rakiet ATACMS w dyspozycji armii amerykańskiej musi zostać wycofana z użytku. Przekazanie ich Ukraińcom byłoby nawet tańszym rozwiązaniem niż ich utylizacja, a Biden nie potrzebowałby do tego zgody Kongresu. Ale administracja znowu zwleka z tym krokiem, przekazując rakiety kropla po kropli. 

Nic z tego nie usprawiedliwia zachowania części Partii Republikańskiej, ale warto, by świat nie zapominał też, kto był prezydentem, gdy wybuchła wojna, i kto jest nim dalej, gdy minęła właśnie jej druga rocznica.

 



Źródło: Gazeta Polska

Maciej Kożuszek