Obecne duże poparcie dla partii koalicji rządzącej jest chwilowe i może się zmienić – stwierdził politolog i komentator dr Krzysztof Kawęcki. Nasz rozmówca dodał, że jest to znany w politologii mechanizm premiowania w krótkim okresie po wyborach ich zwycięzców.
Po ponad sześćdziesięciu dniach rządów obecnej koalicji pojawiły się sondaże poparcia partii politycznych, z których wynika, że prawie wszystkim partiom politycznym poparcie rośnie. „Prawie wszystkim”, bo PiS-owi ubywa wyborców. Prawo i Sprawiedliwość spadło już na drugie miejsce, jeżeli chodzi o poparcie, a na pierwszym miejscu jest Platforma Obywatelska. Więc opozycja „rośnie” w sondażach, a PiS spada. Czy te sondaże są wiarygodne? Przecież tyle się ostatnio działo, co powinno - wydawałoby się - raczej negatywnie nastawiać wyborców do dawnej opozycji.
Ja jednak wierzę w ten sondażowy sukces obecnej koalicji rządowej. Sukces odniesiony z różnych powodów. Przede wszystkim wydaje się, że temu elektoratowi bardzo odpowiada rewanżyzm ze strony obecnej władzy. Jest takie oczekiwanie dużej części elektoratu partii tworzących koalicję rządową.
I dlatego ich sondażowe poparcie wygląda tak, jak wygląda. Oczywiście, to poparcie może się zmienić. Ale sądzę, że bieżący trend utrzyma się przynajmniej do wyborów do Parlamentu Europejskiego. A więc, wydaje mi się, że wspomniane przez pana sondaże jednak oddają rzeczywistość. I po prostu, trzeba ów fakt przyjąć do wiadomości!
Natomiast jeżeli chodzi o Prawo i Sprawiedliwość, to ono jest jednak w jakiejś defensywie. Powiedziałbym, że w zasadzie głównie reaguje (zresztą słusznie) na bezprawne działania koalicji rządowej. Ale z drugiej strony, kierownictwu Prawa i Sprawiedliwości chyba jednak zabrakło jakiegoś rozliczenia się z tymi zaniechaniami, które miały miejsce w ciągu ośmiu ostatnich lat rządu. Powiedziałbym nawet: pewnego przeproszenia wyborców za błędy, które zostały popełnione przez Prawo i Sprawiedliwość.
I sądzę, że nie sprawdziły się: pewien triumfalizm, który jeszcze przed wyborami cechował Prawo i Sprawiedliwość, a także przekonanie, że jednak zwycięstwo nastąpi. Tymczasem ta dość radykalna strategia w Prawie i Sprawiedliwości nadal obowiązuje. Przy czym myślę o strategii radykalnej jeżeli chodzi o działania, a nie o program. Bo jeżeli chodzi o wartości konserwatywne, to nie można z nich ustąpić nawet „na milimetr”. Natomiast wydaje się, że w PiS-ie nastąpiło pogubienie się w strategii. A w konsekwencji brak pokazania pewnej wizji. Jest – jak już mówiłem – reagowanie na bezprawne działanie koalicji rządowej. Reagowanie - z różnych powodów - na razie nieskuteczne!
Gdzie w takim razie podziali się niektórzy wyborcy Prawa i Sprawiedliwości? Bo w tych najnowszych sondażach widać, że poparcie dla PiS-u spadło o około sześć procent. A jeżeli tak rzeczywiście jest, to czy ci wyborcy chcą już głosować na opozycję, której z kolei poparcie wzrosło?
Myślę, że raczej nie. Trzeba by tu oczywiście przeprowadzić dokładne badanie sondażowe elektoratu. Ale jeśli już jest tak, jak pokazują wspomniane przez pana sondaże, to sądzę, że być może jeden punkt procentowy dawnych wyborców PiS-u mógł zasilić Konfederację. Być może w jakimś niewielkim stopniu zyskało Polskie Stronnictwo Ludowe. Ale przede wszystkim sądzę, że ten elektorat na razie jest trochę zniechęcony. I – jak to się mówi – „nie zadbany”. Oczywiście, on jest do pozyskania. I wydaje mi się, że on w tej chwili zachowuje się w sposób wyczekujący.
Nie ma więc przepływu wyborców PiS-u do opozycji. Po prostu elektorat Prawa i Sprawiedliwości (tak jak każdej innej partii) jest bardzo zróżnicowany.
Tak zwany „twardy elektorat” to jest „trzon”. Ale oprócz tego „trzonu” są też ludzie bardziej umiarkowani: i programowo, i w taktyce działania. I oni czekają na to, co będzie dalej.
Poza tym mamy takie powtarzające się zjawisko, że przynajmniej w pierwszej fazie po wyborach zwycięskie ugrupowanie zawsze zdobywa dodatkowe poparcie. Natomiast opozycja - w tym pierwszym okresie po wyborach – zwykle nieco traci w sondażach.
Zwycięski obóz polityczny zatem zyskuje dwa, trzy punkty procentowe. A w najnowszych sondażach, mamy dwa, trzy punkty straty PiS-u wobec Platformy. I myślę, że można to wytłumaczyć właśnie owym wspomnianym przeze mnie zjawiskiem dobrze znanym politologom. Niestety, wyborczy kalendarz jest chyba dla Prawa i Sprawiedliwości niesprzyjający. I wydaje mi się, że te złe tendencje mogą się utrzymać przynajmniej do „wyborów europejskich”.
Aby owym tendencjom przeciwdziałać, Prawo i Sprawiedliwość przede wszystkim powinno skoncentrować się na wyborach samorządowych. Na wskazaniu naprawdę bardzo dobrych kandydatów. Zwłaszcza w wyborach na burmistrzów i prezydentów miast. Bo to jest najbardziej widoczne i spektakularne. I bardzo ważne! A – niestety - wydaje się, że jeśli chodzi o propozycje personalne, to w dużych miastach sprawa nie wygląda dobrze.
Nie chciałbym oczywiście oceniać poszczególnych kandydatów, ale obawiam się, że na przykład w dużych miastach wschodniej Polski, gdzie Prawo i Sprawiedliwość powinno być najsilniejszym ugrupowaniem, wyniki będą nie satysfakcjonujące.
Wybory samorządowe to będzie sprawdzian tych sondaży. I przypomnę: w ostatnio publikowanym sondażu poparcie dla PiS-u spadło aż o sześć procent. A mówił Pan, że wyborcy Prawa i Sprawiedliwości raczej nie chcą głosować na inne ugrupowania. Skoro więc całej wcześniejszej opozycji (włącznie z Konfederacja) poparcie urosło, to w takim razie czy obecnie rządzący i Konfederaci po prostu pozyskali nowych wyborców?
Bardzo możliwe, że to są ci wyborcy, którzy nie poszli na ostatnie wybory. Nie sądzę, żeby tu miał miejsce duży przypływ ze strony elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast - tak, jak to już mówiłem - na ogół jest tak, że w krótkim okresie po wyborach ( na przykład w ciągu trzech miesięcy) zwycięskie ugrupowanie notuje wzrost notowań o te trzy, cztery punkty procentowe. Co po prostu wynika z tego, że tak zwani „umiarkowani”, którzy może wcześniej nie brali udziału w wyborach, deklarują poparcie dla zwycięzców. Ale to poparcie jest niestabilne. Ono może się zmienić. Choć sądzę, że przez jakiś czas ten trend utrzyma się. Ale w dalszej perspektywie, może być zupełnie inaczej. I oczywiście, najważniejsze są wybory prezydenckie.
O nich trzeba myśleć! Bo to będzie bój już niemal o wszystko!
A tak jeszcze wracając do ostatnich wyborów i do tego, co się działo potem. Czy agresja zwycięzców i brutalne zdobywanie przez nich telewizji oraz prokuratury nie zniechęciło do dawnej opozycji tak zwanych „normalsów”? Bo wydawało by się, że powinno.
Powinno. Ale wydaje się, że elektorat Platformy trzyma się oczekiwania na karę. Więcej, cały czas dominuje bardzo mocna retoryka anty-PiS. Także wśród elektoratu. Ale trudno mówić, jeśli chodzi o Koalicję Obywatelską, żeby to był elektorat „normalsów”, czyli ludzi oczekujących pewnej stabilizacji.
Tak to obecnie wygląda.
A jeśli nastąpią „rysy” w obecnej koalicji rządowej, też podziały wśród elektoratu, to myślę, że one będą związane z realizacją (a raczej z brakiem realizacji) postulatów programowych. Uważam, że dokona się to przede wszystkim na linii Lewica – pozostała część koalicji. Chyba nawet Donald Tusk zdaje sobie z tego sprawę. Chodzi o fakt, że radykalne postulaty światopoglądowe Lewicy pewnie nie zostaną w pełni zrealizowane. I na tym tle mogą nastąpić różne podziały. Ale to kwestia pewnej przyszłości.
Ważne też będą – jak już mówiłem – wybory samorządowe. Oczywiście, obóz Zjednoczonej Prawicy musi pokazać jedność. Ale musi też – w moim przekonaniu – pokazać pewną nową jakość. Nie tyle programową, ile pewną wizję. Bo - jak wynika z psychologii polityki - wyborcy Zjednoczonej Prawicy (tak samo, jak wyborcy innych ugrupowań) oczekują pewnej nadziei, pewnego programu. A nie tylko polityki defensywnej. Nawet w słusznej sprawie. Elektorat więc naprawdę chce programowej ofensywy! Także pewnego nowego wizerunku personalnego. Nie chodzi tu o jakąś rewolucję, o rozliczanie, kto winien i tak dalej. Po prostu PiS musi pokazać nową jakość! Jeżeli tego nie zrobi, nastąpią dalsze straty elektoratu.