Dyskusja na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie nie może abstrahować od konsekwencji, jakie trwająca i najpewniej eskalująca tam wojna może przynieść Europie. Nie chodzi jedynie o ewentualną kolejną falę migracyjną.
Na terenie Unii Europejskiej mieszkają miliony Palestyńczyków, nietrudno sobie wyobrazić, iż część z nich w obecnej sytuacji skorzysta z możliwości ściągnięcia do siebie bliskich. Już to wystarczy, by na Starym Kontynencie pojawiły się setki tysięcy nowych przybyszów. I to bardzo specyficznych. Każdego roku budżety organizacji palestyńskich na Zachodnim Brzegu i w Gazie zasilane są grubo ponad połową miliarda euro. Tak naprawdę trudno dokładnie oszacować tę kwotę – wprost z budżetu Wspólnoty na potrzeby administracji palestyńskiej przelewanych jest od lat około 300 mln euro (obszar zarządzany przez AP to około 6 tys. km2, najmniejsze polskie województwo liczy niemal 9,5 tys. km2). To jednak nie wszystko, bo środki w co najmniej takiej samej wielkości zasilają różnej maści palestyńskie organizacje humanitarne czy społeczne itp.
Świat zachodni finansuje tamtejszą opiekę medyczną, edukację, infrastrukturę, rozwój społeczeństwa obywatelskiego itp. Sęk w tym, iż od lat na terenach zarządzanych przez Palestyńczyków nie odbywają się żadne wybory, nie ma realnej kontroli władzy, a co za tym idzie – nie wiadomo, na co przeznaczane są słane z Europy fundusze –
Autonomia jest zarządzana w sposób autorytarny, w Strefie Gazy mamy do czynienia wręcz z niezwykle opresyjnym państwem islamskim, nastawionym skrajnie agresywnie nie tylko do Izraela czy Żydów, lecz także do chrześcijan. W oficjalnych i wszechobecnych przekazach tamtejszych polityków, mediów i różnej maści liderów zapowiadane jest działanie na rzecz budowy światowego kalifatu i krwawa rozprawa z wyznawcami religii chrześcijańskich. Bez cienia przesady możemy powiedzieć, iż od lat jesteśmy hojnym i konsekwentnym sponsorem nie tylko aktów terroru wobec Izraelczyków, lecz także indoktrynacji nakierowanej na nienawiść i gotowość do zabijania niemuzułmanów. W Gazie działają przedszkola rekrutujące do brygad al-Qassam. Tak, przedszkola. Bo pozyskiwanie przyszłych rekrutów i zamachowców zaczyna się tam już w tym wieku. Gloryfikacja terroryzmu jest powszechnie obecna w tamtejszych szkołach. Zajęcia sportowe zawierają elementy walki przy użyciu noży, broni palnej, poruszania się w tunelach, kółka teatralne wystawiają inscenizacje na cześć zamachowców samobójców i zachęcające do poświęcania życia w walce z niewiernymi. Wakacje to z kolei czas masowych obozów letnich, których celem jest szkolenie bojowe dzieci i młodzieży oraz niezwykle intensywna indoktrynacja. Wszystkie programy telewizyjne dedykowane dzieciom w Al-Aqsa TV (telewizja Hamasu) odwołują się do dżihadu rozumianego jako atakowanie i w końcu zniszczenie Izraela. Pełne są wyznań kilkuletnich dzieci opowiadających o swoim największym marzeniu – zamachu samobójczym. Część z nich prędzej czy później zapuka do Europy i wówczas stanie się zagrożeniem dla nas, nie dla Izraela. Nie chcę analizować sytuacji ludności cywilnej w Gazie. Oczywiste jest, że znalazła się ona w realiach wręcz piekielnych, ale prawda jest też taka, iż przez całe lata konsekwentnie wspierała budowanie tego piekła. Tunele, lokowanie baz terrorystycznych w obiektach użyteczności publicznej lub przy nich (szczególnie w pobliżu szpitali, przedszkoli i szkół) dla nikogo w Strefie nie jest ani tajemnicą, ani zaskoczeniem. Przeciwnie, spotyka się z powszechną aprobatą. Gaza sprawia wrażenie, jakby żyła, by zniszczyć Izrael. Ale nie ma się co łudzić, że ta nieprawdopodobna wręcz nienawiść zniknie wraz z pokonaniem głównego wroga. Nic z tego, po prostu znajdzie sobie następny cel. Dlatego czas najwyższy wstrzymać wszelkie finansowanie Autonomii Palestyńskiej. Czas pożegnać wszystkie mrzonki o programach edukacyjnych, bo one w rzeczywistości są bezwzględnym narzędziem nauki nieprawdopodobnej wręcz agresji. I trzeba to zrobić nie w geście solidarności z Izraelem, lecz w trosce o bezpieczeństwo w Europie.