Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Między Banderą a Majdanem, raz jeszcze

Podczas Pomarańczowej Rewolucji byłam akurat we Lwowie. Zapamiętałam rozmowę z pewnym Polakiem, który często przyjeżdża na Ukrainę, by badać tamtejsze archiwa. Interesują go m.in.

Podczas Pomarańczowej Rewolucji byłam akurat we Lwowie. Zapamiętałam rozmowę z pewnym Polakiem, który często przyjeżdża na Ukrainę, by badać tamtejsze archiwa. Interesują go m.in. najtragiczniejsze momenty naszych wspólnych relacji z czasów II wojny światowej. Był wówczas przerażony wielotysięcznymi demonstracjami w Kijowie. W jego ocenie tylko ujarzmiona przez Rosję Ukraina będzie najlepszym sąsiadem dla Polski – mówił z pełnym przekonaniem. Po jakimś czasie jego marzenie stało się rzeczywistością. Kijów wpadł w orbitę Moskwy i nawet dziś nie jest pewne, czy prędko się z niej wydostanie. Jakie korzyści odniosła z tego Polska? Jakie nasi rodacy, którzy są dziś obywatelami Ukrainy? O ile przybliżyliśmy się w tym czasie do uznania przez Ukraińców ludobójstwa dokonanego na Polakach? Dobrze rozumiem rozżalenie tych, którzy nadal czekają na sprawiedliwość w sprawie Wołynia. Nikt z moich bliskich nie był ofiarą tych straszliwych wydarzeń, ale wysłuchałam wielu opowieści ludzi, którzy tego doświadczyli. Szczególne wrażenie robiły na mnie relacje osób nadal mieszkających na dzisiejszych terenach Ukrainy. Niekiedy tuż obok oprawców swoich rodziców, braci, sióstr czy przyjaciół. Tak, to poczucie niesprawiedliwości woła o pomstę do nieba. Ale w egzekwowaniu sprawiedliwości trzeba starać się być skutecznym. Wiara, iż zduszona przez Rosję Ukraina ulegle weźmie na siebie odpowiedzialność za zbrodnie niektórych swoich obywateli sprzed 70 lat, jest naiwnością. Nie stało się tak podczas dziesięcioleci sowieckiego panowania w Kijowie, nie doszło do tego także za Janukowycza. Prawda jest bowiem taka, że to właśnie Kreml najbardziej potrzebuje konfliktów między narodami środkowo-wschodniej Europy. W ich sojuszu, słusznie zresztą, dostrzega potężne zagrożenie. Zwasalizowana przez Rosję Ukraina najpewniej odtworzy swą sowiecką tożsamość ‒ z całym antypolskim bagażem, m.in. z zaprzeczeniem zbrodni katyńskiej. Ukraina niepodległa może zbudować swą tożsamość na prawdziwej ocenie swojej przeszłości. Nie mamy pewności, czy tak się stanie, ale mamy pole manewru. Wbrew stereotypowym opisom antypolski rys pochlebnie oceniających UPA Ukraińców nie jest nazbyt silny. Odwoływanie się do tej ‒ dla nas w oczywisty sposób zbrodniczej – organizacji dotyczy w znacznie większym stopniu jej antysowieckiej działalności. To, rzecz jasna, nie zmienia negatywnej oceny współczesnych gloryfikatorów Ukraińskiej Powstańczej Armii, ale pokazuje pełen kontekst ich przekonań. To bardzo istotne, bo uświadamia, że legenda UPA trafia do Ukraińców znacznie mocniej wraz ze wzrostem uzależnienia ich kraju od Rosji. Widać to także po wynikach wyborów. Partia Swoboda zyskała największą popularność pod rządami Janukowycza i jego prorosyjskiego ugrupowania, a obecna groźba podporządkowania Ukrainy Kremlowi wyniosła jeszcze kilka lat temu mało znanego Tiahnyboka na pozycję jednego z najważniejszych przywódców buntu na Majdanie Niepodległości. Zatem im szybciej Ukraińcy wyzwolą się spod wpływu Moskwy, im mocniej okopią swą niezależność sojuszami z Zachodem i im większy będzie nasz udział we wszystkich tych procesach, tym większa jest szansa, że uda się upowszechnić ‒ także na Ukrainie ‒ prawdę o zbrodni dokonanej na Polakach przed 70 laty. Komentując teraźniejszość, warto patrzeć w przeszłość, a ta jest jednoznaczna ‒ włodarze Kremla, szczególnie ci rodem z KGB, jeszcze nigdy nikogo nie zbliżyli ani do prawdy, ani do pojednania.

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska-Hejke