Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Maruderzy na defiladzie

Defilada była jak co roku, ale bardziej – z nowym uzbrojeniem, z nowym rozmachem, w skali, która wrażenie zrobiła na mediach na całym świecie. Rocznica pogonienia sowietów ma dziś znaczenie nie tylko historyczne, tak samo jak święto wojskowe nie jest już tylko świętem wojskowym.

Nie chcę wpadać w patetyczne banały, z którymi każdy z Czytelników by się zgodził, a które też każdy zna na pamięć. Wojna nie jest złym wspomnieniem z podręczników historii lub egzotyczną ciekawostką z ostatnich minut międzynarodowych części serwisów informacyjnych. Przypełzła z ruskimi czołgami pod nasz próg, a kilkoma zabłąkanymi pociskami kilka razy go przekroczyła. Zakupy uzbrojenia nie są już tylko zabawą dużych chłopców, lubiących drogie i głośne gadżety. Historia się nie skończyła, powszechna szczęśliwość nie zdążyła się natomiast zacząć. Żołnierze i broń są dziś potrzebni bardziej niż kilka lat temu. Defilada też, jako święto, jako atrakcja i jako demonstracja siły potrzebna jest bardziej. I jak zawsze towarzyszyły jej narzekania – że to totalitarny sztafaż, że to niepotrzebne, że za ciepło ludziom i pieski też się męczą.

Że to robienie polityki, a tak naprawdę nie mamy czym się bronić. Dobrze, że przynajmniej nie piszą już, że nie ma nas kto zaatakować, jak pisali przez całe lata, tworząc kolejne resety i wiernopoddańcze hołdy. Wciąż dbają jednak, byśmy nie poczuli się zbyt pewnie, mamy tkwić w kompleksach i liczyć na innych, nigdy na siebie. Coraz mniej ludzi chce tego słuchać, a pokaz gromadzi kilkaset tysięcy osób, często takich, które wcale nie są w pełni oddane obecnej władzy i jej polityce, mówiąc delikatnie. 15 sierpnia łączy jednak, nie dzieli. Szkoda tylko, że choć tego dnia mało kto daje posłuch wiecznym narzekaczom, wyborczym głosem i pilotem telewizora wciąż jednak ktoś przedłuża im mandat do głoszenia tego defetystycznego, udającego tylko realizm marudzenia.

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Karnkowski