Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Polska musi w końcu usłyszeć głosy straconych w Rosji

Głos straconym w Rosji w czasach stalinowskich przywrócił profesor Hiroaki Kuromiya, wybitny sowietolog, wykładowca Uniwersytetu Indiana, w książce wydanej w 2007 roku właśnie pod tytułem „Głosy straconych”. Wiele w niej historii Polaków zamordowanych w ramach operacji antypolskiej NKWD, a wśród nich m.in. opis tragedii rodziny Kurowskich, Polaków, prostych ludzi, którzy pochodzili spod Kijowa.

Przed kolektywizacją mieli całkiem spore gospodarstwo, gdy NKWD wkroczyło w ich rodzinne życie, pracowali już w fabryce. Kurowski został aresztowany za dwa zdania, które komunistycznej bezpiece przekazał donosiciel. Pierwsze brzmiało: „W Polsce ludzie żyją bardzo dobrze”. Drugie: „Polska to dobry kraj”. Po trzech tygodniach od aresztowania został skazany za działalność kontrrewolucyjną na rozstrzelanie. Wyrok wykonano trzy dni po sądzie, wcześniej poddając mężczyznę dotkliwemu śledztwu.

Profesor Kuromiya opisuje więcej takich polskich losów. Z kolei wykładający na Uniwersytecie Stanforda profesor Norman Naimark w książce „Ludobójstwo Stalina” (2011 rok) stwierdza wprost, iż sytuację Polaków w Sowietach od września 1937 do lipca 1941 roku można porównać tylko do losów Żydów w czasie Holocaustu. Wedle wyliczeń profesora Timothy’ego Snydera (Uniwersytet Yale), w czasie Wielkiego Terroru Polacy byli swego rodzaju narodem wybranym – mordowano nas 40 razy częściej, niż wynosiła ta straszliwa przeciętna dla innych nacji. Celowo cytuję znanych na świecie naukowców spoza Polski, by pokazać, iż rosyjskie zbrodnie popełniane na naszych rodakach, które bez wątpienia były po prostu ludobójstwem, są opisywane przez naukowców z najbardziej prestiżowych uczelni, ale nie ma ich w szerokiej świadomości współczesnych Polaków. Trudno naprawdę zrozumieć, jak to się dzieje, iż wszelkie instytucje Rzeczypospolitej mniej niż rachitycznie angażują się w upamiętnianie ich losów, domaganie się pochówków, a jednocześnie z wielką stanowczością walczą o sprawiedliwość wobec ofiar ludobójstwa na Wołyniu. Jak to się dzieje, że dwieście kilka kilometrów dystansu i parę lat sprawia, iż jednych zamęczonych rodaków bierzemy na sztandary, a o drugich nie pamiętamy? Tyle kilometrów dzieliło wspomnianego Kurowskiego – wskazuję go jako symbol polskich losów w Sowietach – od Wołynia, zamordowano go niespełna sześć lat przed rozpoczęciem przez ukraińskich nacjonalistów zbrodni na naszych rodakach. Oczywiście nie ma sprawiedliwego i racjonalnego wytłumaczenia tej sytuacji. Są pewne okoliczności, które po ludzku wzmacniają zainteresowanie jednymi ofiarami, a inne skazują na zapomnienie. Przeżyło wielu krewnych naszych rodaków, którzy ponieśli śmierć z rąk ukraińskich nacjonalistów. Przez lata wolno im było upominać się o ich los. I chwała im za to, że to robili, bo dramat ich bliskich, przyjaciół czy sąsiadów nigdy nie powinien zostać zapomniany. O zabitych w Sowietach w zasadzie nie miał kto się upominać, a nawet jakby chciał, to w opanowanej przez komunistów Polsce nie miałby możliwości. Jednak od 1989 roku teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by upominać się o zakatowanych przez Rosjan naszych rodaków. Zabitych nie tylko w ramach zbrodni katyńskiej, lecz także choćby operacji antypolskiej NKWD, której przecież jeden rozkaz skazał na śmierć kilkakrotnie więcej Polaków, niż pochłonął mord z 1940 roku. Niestety, odpowiedź na pytanie o przyczyny milczenia o ludobójstwie naszych rodaków w Rosji jest bardzo zasmucająca. W wolnej Polsce skazano ich na zapomnienie, bo zginęli z polecenia Moskwy. Można walczyć o sprawiedliwość z Ukrainą – Federacja Rosyjska nawet wesprze tę walkę, ale nie można walczyć z wielką Rosją, jakże rozlegle reprezentowaną we wszystkich wymiarach życia publicznego w Polsce przez licznych przyjaciół, miłośników czy innej maści współpracowników. Z Kremlem robiliśmy jako państwo reset, a nie żądaliśmy przyznania się do ludobójstwa Polaków, wyrażenia za nie skruchy czy wypłacenia odszkodowań. Sęk w tym, iż zbrodnia przemilczana i zapomniana tylko rozzuchwala sprawcę. Odczuwamy to na własnej skórze. Polityka historycznego kłamstwa, którą agresywnie prowadzi Kreml, stara się pokazać nas, Polaków, nie jako ofiary ich zdziczenia, lecz jako podżegaczy wojennych i zbrodniarzy. 11 lipca obchodziliśmy rocznicę tzw. krwawej niedzieli, ale 11 sierpnia będziemy obchodzić rocznicę formalnego rozpoczęcia akcji antypolskiej NKWD – mam nadzieję, że choć tym razem ofiary ludobójstwa Rosjan będą wspomniane z równą siłą jak ofiary ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska